Lektury

Wywiad

Opis


11:34 – 15:38


- Czy mogłaby pani na początku podać swoje imię, i nazwisko, wiek i miejsce pochodzenia?
- Nazywam się [xxx] mam sześćdziesiąt lat, i jestem Gdańszczanką, urodziłam się w Gdańsku, mieszkam w Gdańsku.
- A w jakiej dzielnicy się pani urodziła?
- Wychowałam się i urodziłam właściwie w Gdańsku Stogach.
- A gdzie w tej chwili pani mieszka?
- Mieszkam w Gdańsku, to jest dzielnica [xxx]
- Dobrze, no to w takim razie przejdźmy już do pytań badawczych. Chciałabym spytać o to jakie były pani pierwsze doświadczenia z czytaniem, gdzie pani zaczynała czytać, kiedy, w jakim wieku?
- Czytać zaczynałam jak to dzieci w szkole. Od klasy pierwszej. A więc nie czytałam wcześniej. Nauczyłam się czytać w wieku siedmiu lat.
- I co pani zaczynała czytać, o było pierwszymi... to były lektury szkolne?
- Jeżeli chodzi o w ogóle naukę czytania, to był kiedyś elementarz Falskiego i to była taka wiodąca książka do nauki czytania. Natomiast lektury szkolne, jak najbardziej. Czytało się wtedy wierszyki i takie czasopisma dla dzieci jak Miś, Świerszczyk. Tego rodzaju lektury.
- A co z tych czasopism pani czytała najczęściej? Pamięta pani?
- Z czasopism chyba Świerszczyk był najbardziej mi dostępny.
- A gdzie pani korzystała z nich?
- Korzystałam z czytelni w szkole.
- Co jeszcze poza czasopismami, jeśli chodzi o bibliotekę? Nie tylko na tym najwcześniejszym etapie, ale też potem.
- To znaczy jeśli chodzi o zupełnie wczesne dzieciństwo, to przede wszystkim w szkolnej bibliotece. A w późniejszym okresie to czytałam już w bibliotece takiej osiedlowej, korzystałam z biblioteki osiedlowej, i biblioteki PANu w wieku... w szkole średniej.
- Tej przy Stoczni?
- Tak, tej przy Stoczni.
- I z jakiego typu materiałów pani w tych bibliotekach...
- W wieku dziecięcym czytałam pewnego rodzaju bajki, baśnie, a w ogóle zanim zaczęłam czytać, to miałam babcię, która była już taką starszą osobą, która wiele bajek pamiętała nie czytając ich. Czyli były wtedy przekazywane drogą ustną. Z pokolenia na pokolenie. I takie baśnie jak Baśń o Szklanej Górze czy jakiś tam Kopciuszek i tak dalej, to ja słyszałam te bajki ze słów mojej babci.
- A skąd babcia była?




15:28-19:31



- W 1886 chyba roku czy 5-tym, czyli bardzo dawno temu urodziła się. I wiem na pewno, że babcia nie czytała tych baśni. Babcia je usłyszała. Czyli zanim ja zaczęłam czytać, to właśnie z ust mojej babci usłyszałam te baśnie. Takie bardzo wczesne dzieciństwo.
- A skąd babcia pochodziła?
- Babcia pochodziła ze środkowej Polski, okolice Łodzi. Ale mieszkała z nami tu, w Gdańsku. I słuchało się z zainteresowaniem tych historii. Ponieważ ten telewizor i wszystkie sztuki dla dzieci, oraz bajki dla dzieci były mało dostępne - dopiero później - w związku z tym szkoła była jedynym źródłem niejako, jeżeli chodzi o czytelnictwo. W domach rodzice, akurat w moim tu przypadku - akurat moja mama bardzo lubiła czytać książki, czytała natomiast pochodząc z rodziny wielodzietnej, zwyczajnie nie było czasu na czytanie wspólne książek. Czytało się np. gazetę, tato bardzo często czytał gazety. Wracał z pracy, czytał gazety, jakieś czasopisma, więc to wczesne dzieciństwo to pamiętam - babcia, i oczywiście szkoła.
- A pamięta pani co rodzice czytali? W sensie te czasopisma taty i książki mamy?
- Mama czytała bardzo dużo. Czytała „Annę Kareninę”, „Anię z Zielonego Wzgórza”, z tego co mi mówiła, więc czytała wszelaką literaturę, i bardzo lubiła czytać. Ale że tak powiem w okresie młodym. Później czytała trochę mniej, ponieważ miała wiele obowiązków.
- A pracowała też?
- Nie. Zajmowała się domem.
- A te gazety taty?
- Tatę to pamiętam - Trybunę Ludu, to była gazeta taka, którą widziałam w domu. Natomiast jeszcze z wcześniejszych lat nie pamiętam.
- Wróćmy może do tych bibliotek. Co w bibliotekach pani czytała?
- Jako dziecko czytałam no takie pozycje jak Mała księżniczka, Baśnie, zaraz... Kownackiej książeczki, czytałam baśniami typowymi, jak Kopciuszek, opracowania Krzemienieckiej dotyczące czterech pór roku, poza tym czytałam w dzieciństwie lektury szkolne. Np Placówka, tą pamiętam. Jakie tam były lektury... literatury pięknej. Oprócz tego co wymieniłam pamiętam doskonale dzieła Mickiewicza.




19:31 – 23:28


- Bo wówczas omawialiśmy pozycje tego typu. Np. „Pana Tadeusza” to pamiętam szczegółowo z siódmej i ósmej klasy. W szkole średniej owszem, tak ogólnie omawialiśmy dzieła Mickiewicza, może innego typu książki, jak „Dziady” i „Ballady i romanse”, natomiast Adama Mickiewicza „Pana Tadeusza” omawialiśmy bardzo szczegółowo. Czytałam dużo, lubiłam czytać, niemniej książek w domu nie było zbyt wiele. Książki były cenne, były drogie. Pożyczaliśmy sobie między sobą. Koleżanki sobie pożyczały. Ewentualnie wypożyczaliśmy z biblioteki albo czytaliśmy w czytelni. To jeśli chodzi o szkołę podstawową. Natomiast w szkole średniej była opracowywana literatura piękna, więc pozycje Żeromskiego, Prusa, Mickiewicza oczywiście również Słowackiego. To były trochę może inne dzieła, jak teraz się czyta w szkole średniej, troszeczkę się różniły. Natomiast dużo czytało się poza lekturami. Ja pamiętam że bardzo dużo przygodowych książek czytałam, takich autorów jak Verne'a, Podróż na koniec świata, czytałam „Orinoko”, czytałam Maya „Winnetou”, co tam jeszcze z takich przygodowych książek? Czarne stopy troszkę później. No i książki dotyczące wojny, wojenne pozycje, co się działo, w czasie wojny, jak „Kamienie na szaniec”. To było w szkole średniej.
- A jakie pozycje z tych wojennych pani pamięta?
- Z tych wojennych to np. „Medaliony”, „Różaniec z granatów”, było ich dużo. Czytało się literaturę wojenną równolegle z oglądaniem filmów, bo przede wszystkim w telewizji wyświetlano filmy radzieckie dotyczące wojny i bardzo często można było właśnie takie filmy zobaczyć. Amerykańskich filmów w mojej młodości takiej wczesnej... to było rzadkością. Pamiętam „Bonanzę”, taki film odcinkowy. Natomiast przeważały pozycje radzieckie, rosyjskie filmowe. Tak jak „Zaorany ugór”, taka książka...




23:28 – 27:28



- Poza tym „Dywizjon 303”, wojenna, z tego co pamiętam. Czytało się także książki historyczne, ja troszkę tam skaczę, bo z pamięcią... muszę sobie przypomnieć pozycje. Ale było ich bardzo dużo. I w ten sposób wyrabiano jakieś pojęcie o wojnie, co to jest wojna, jakiego rodzaju spustoszenia w ludziach...
- W którym roku pani poszła do szkoły?
- W 1965.
- Okej, dziękuję.
- Tak że ta literatura przeważała wtedy. Z takich rosyjskich autorów to na pewno Tołstoja czytaliśmy, czytaliśmy też wszelkie biografie dotyczące ważnych postaci takich jak Napoleon Bonaparte, jak Hitler. Czytaliśmy również o Leninie pewne rzeczy. Dużo rzeczy się czytało Lenina, takich propagandowych bardziej, ale czytało się też „Idiotę”, „Kubusia Fatalistę”, tak że rozpiętość była olbrzymia. Stendhala dzieła były, pojawiały się. W szkole średniej bardzo lubiłam czytać... jakieś „szerszenie”, kryminały, tych takich autorów... Dickensa lubiłam czytać. Całe pozycje. Tak że literatury... jeżeli chodzi o literaturę, to nie tylko polską, w szkole średniej czytałam również pozycje angielskich pisarzy. Tak że troszeczkę poczytałam tych dzieł, było dużo. W szkole średniej, ponieważ uczęszczałam na zajęcia fakultatywne z języka rosyjskiego więc nie tylko czytałam książki ale czytałam różne czasopisma... Czytałam także czasopisma Kultura, czytałam czasopisma dotyczące języka polskiego, bo przygotowywałam różne pozycje, opowiadania, dotyczące historii literatury. Przygotowywałam się do egzaminów wstępnych na uniwersytet, więc...
- A co pani studiowała?
- Jak literatura, no, jak przebiegał rozwój naszej literatury polskiej, i zagranicznej. A studiowałam pedagogikę na Uniwersytecie Gdańskim. Do egzaminów wstępnych do szkoły wyższej... no powtarzałam pewien materiał, czytałam wiele dzieł naszych twórców. Żeby dobrze ten egzamin zdać. Żeby dostać się na studia.




27:28 – 31:26



- Jeszcze tym bardziej - dzienne studia. Tak że korzystałam dużo z PANu, ponieważ miałam bliżej. Studiowałam w Oliwie, na Krzywoustego, na UG, na pedagogice, natomiast bliżej miałam ze Stogów, dojeżdżać do biblioteki PAN. Niektóre pozycje po prostu tam były dostępne, tam można było korzystać. Musiałam się uczyć z niektórych książek czy opracowań z czytelni. O tyle mieliśmy dobrze na UG, że pozycje takie kluczowe podręcznikowe można było wypożyczyć z biblioteki, czyli troszkę inaczej niż na innych wydziałach. Mogliśmy wypożyczyć na długie okresy czasu, korzystać z nich... Nie trzeba było koniecznie kupować i trzymać teraz na własność. Wtedy mogliśmy po prostu korzystać z tych uczelnianych.
- To może teraz bym zapytała o to jakie pozycje były pani ulubionymi pozycjami? Czy miała pani miała w ogóle w zwyczaju czytać coś wielokrotnie? Czy raczej więcej tytułów? No i też czego pani nie lubiła, z lektur czy innych rzeczy.
- To znaczy ja akurat jestem osobą, która lubi różnorodność, więc np opisy zawarte w "Nad Niemnem" - tam mogłam spokojnie przeczytać i podobały mi się te opisy. Są osoby które przekartkowały, niechętnie, i omijały te opisy. Więc ja lubię tego rodzaju literaturę, ale lubię również wesołą i humorystyczną. Tak że nie mam takich specjalnych preferencji. Nie znoszę np. jakichś tam bardzo drastycznych rzeczy, takich... Takich prawie jak horrory. Albo jakieś sagi, w których działo się coś okrutnego.
[Głos trochę przerywa]
- Mogłaby pani jakoś te dwa ostatnie zdania powtórzyć?




31:26 – 35:27


- Po prostu jestem dorosłą osobą, ale niestety bardzo lubię dobre zakończenia. Mimo że życie jest jakie jest, lubię po prostu jak się wszystko dobrze kończy. Poniekąd pracuję z dziećmi i dzieci… Omawiam z nimi bajki i chyba ma to jakiś wpływ, i ma to chyba jakiś wpływ na moją osobę, że lubię historie które się dobrze kończą, czyli z happy endem. Natomiast takie okrutne sceny zawarte w literaturze, w książkach, bardzo się że tak powiem emocjonuję, odkładam, rzucam, ale dalej sięgam. Czyli ta moja ciekawość jest jednak większa aniżeli te treści które są tam zawarte, bardzo okrutne. Nie mam takich sprecyzowanych bardzo zainteresowań. To się zmieniało z wiekiem. Zaczęło się od bajki, czy tam wierszyków, po książki przygodowe, tak, potem literatura piękna, zarówno polska jak i światowa. A teraz cóż, kryminały lubię, lubię czytać książki które mnie bardzo wciągają, ale był czas że i harlequiny w czasie wakacji były w moich dłoniach, i też nie ukrywam, że bardzo się dobrze czułam, bo oczywiście się wszystko dobrze kończyło, i oczywiście była to książka może niezbyt górnolotna, ale też też mogłam sobie przeczytać. W tej chwili skończyłam książkę biograficzną „Bolesław Leśmian. Marzyciel nad przepaścią”, tak że cała twórczość Leśmiana jest tutaj opisana, jest opisana w troszeczkę innym świetle, jest tutaj ta postać przedstawiona, niż tak jak ją dotychczas znałam. Natomiast bardzo bym chciała całą literaturę naszą przeczytać, może na emeryturze. Ponieważ zdaję sobie sprawę że kiedyś, jak byłam młoda, czytając te pozycje i omawiając je wspólnie z nauczycielami, czy też same moje przemyślenia młodzieńcze, na pewno nie będą teraz te przemyślenia takie same, ponieważ jestem osobą dojrzałą i mój punkt widzenia jest w tej chwili... uległ zmianie. Takie mam zamierzenie. Takie plany na długie wieczory, żeby po prostu wrócić do tych lektur naszych szkolnych i przeczytać je po prostu powoli. Porównać. To co zostało w głowie, a to co w tej chwili myślę.
- A czy jest coś co z tych lektur młodzieńczych co zdarzyło się pani czytać w międzyczasie? Do czego pani wraca?
- To znaczy czytałam w dzieciństwie i czytałam również moim dzieciom książki, więc ten Kubuś Puchatek, jest bardzo wdzięczną postacią, lubię do niej wracać, razem z moimi dziećmi.




35:27 – 39:27



- Natomiast tak żeby jeszcze raz przeczytać, na razie nie zrobiłam tego. Pamiętam że kilka razy czytałam „Pana Tadeusza”, wracałam do tego, a jeszcze jakie książki? Może czasopisma jeszcze powiem? Bardzo lubię Przekrój, który jeszcze dalej wychodzi, kiedyś jak byłam młodą dziewczyną, zaczytywałam się w tekstach tam zawartych, a w tej chwili jest to kwartalnik i też chętnie sobie kupię i poczytam, poczytam, dowcipy z zeszytów i ciekawe artykuły. Lubię też czytać takie czasopisma psychologiczne, takie jak Charaktery. Książki historyczne... Niemniej... Na tyle na ile czas mi pozwoli.
- A jeżeli chodzi o czasopisma, to jakby poza tymi takimi Świerszczykami z tego najwcześniejszego dzieciństwa, to jako nastolatka, taka młodsza, starsza, co pani czytała?
- Czytałam Płomyczek, takie było czasopismo. Poza tym czytałam... Tina chyba. Takie czasopismo dla dzieci. A później był też Poradnik domowy, do tej pory... A oprócz tego... Na pewno Miś, to jest stara pozycja. Podkradałam też mojemu bratu... Mam brata starszego 10 lat i pamiętam że przynosił czasopismo... Studiował na politechnice. Dla mnie to było science fiction, Ameryka się czasopismo nazywało, bardzo kolorowe. I tam były bardzo ciekawe artykuły dotyczące lotu na księżyc, fizyka, chemia, więc w tamtych latach - to były lata 60te, koniec 60tych, to były niesamowite rzeczy. Loty na księżyc...
- Jak się to czasopismo nazywało, może pani powtórzyć?
- Chyba Ameryka, ale do końca nie wiem. Takie kolorowe czasopismo, naukowe. Tak zapamiętałam. Bardzo kolorowe, bardzo ładne wydanie, na takim kredowym papierze. Śliskim papierze, bardzo barwne piękne ilustracje. Planet, zjawisk fizycznych... To czasopismo zapamiętałam.
- A z kim jeszcze pani... Mówi pani o bracie, i się zastanawiam w jakich w ogóle relacjach pani czytała?




39:27 – 43:34



- Ja mam starsze rodzeństwo i nie ukrywam, że korzystałam z tego co po prostu było w domu. Bo czasami się pojawiały różne książki czy też czasopisma, które starsze rodzeństwo przynosiło, zostawiało na widoku. Nie ukrywam że też do tego często sięgałam. A mam i starsze rodzeństwo i młodsze, natomiast jeśli chodzi o takie wspólne czytanie, to może wspólnie nie. Każdy miał swoje zainteresowania. No właściwie jeśli chodzi o Przekrój, to przynosiła go do domu moja siostra, i ja Przekrój czytałam dzięki niej. Siostrę mam 5 lat starszą. Skorzystałam z tego.
- To jeszcze mam dwa pytania, jedno dotyczące tego czy były jakieś wyraźne różnice w tym co czytały dziewczynki, a co czytali chłopcy?
- Oj tak. Tzn. akurat w mojej rodzinie... że i chłopcy i dziewczynki czytaliśmy, mam jeszcze kuzynów i oni naprawdę też pochłaniali książki, więc taka wielka różnica nie była. Moi koledzy z którymi się przyjaźniłam i chodziłam do szkoły - oczywiście nie wszyscy, ale duża grupa czytała, chętnie czytała, książki. No może takie lektury... Ale i chłopięce, i dziewczęce, jednakowo. Ja nie widziałam różnic. Jeżeli chłopiec czytał, to czytał to co dziewczynka. No może nie „Małe księżniczki”, bo to akurat nie pozycja dla chłopca. Ale np. „Chłopcy z Placu Broni”, taka pozycja, taka lektura, to wszystkie dzieci czytały. Chłopcy w tamtym czasie - miał być sport, i wiadomo że po książki nie wszyscy sięgali. Ale akurat w mojej rodzinie było zainteresowanie książką. Nie pamiętam jak tam starszy brat, myślę że tak, bo mama dużo czasu... dużo czytała, zawsze opowiadała moja mama, że czytała bratu i siostrze. Już ja byłam z kolei trzecia, to tego czasu już rodzicom brakowało. Więcej dzieci, więcej obowiązków. Ale moje rodzeństwo... doświadczyło tego że rodzice czytali, że mama dużo czytała. To jest tak. A kiedy ja już miałam swoje dzieci, to pamiętam, że studiując kupowałam po prostu to co byłam w stanie odszukać w bibliotece, kupowałam z myślą o własnych dzieciach. Ponieważ książki dla dzieci nie były tak ogólnie dostępne. Trzeba było na nie... trzeba było je zdobyć. Tak że ja zbierałam te książki. Wydania były różne. Pamiętam że te pierwsze książeczki, które dzieci uczyły się wierszyki na pamięć, moje dzieci, to były np. z czasopisma wycinałam wiersze Brzechwy i robiłam z tego książeczkę razem z mężem i z takiej książeczki stworzonej przez siebie książeczki uczyłam. Po prostu nie było możliwości.




43:34 – 47:38



- Tak wejść do księgarni jak w tej chwili, zakupić sobie co się chce. Mój syn uczył się tego na pamięć, cała ta książeczka była nauczona. Już jak młodszy syn jak się urodził, to już było troszeczkę lepiej, jeśli chodzi o księgarnie. Ja gromadziłam razem z dziećmi, przeróżne wydania, i oczywiście otrzymywałam też od rodziny. Stare wydania. Mam takie unikatowe właściwie wydania, Kornela Makuszyńskiego, Koziołka Matołka mam drugie wydanie, bardzo stare. I oczywiście to nie była moja pozycja, ja ją dostałam w prezencie. Tak samo „Dzieci z Bullerbyn”, '55 chyba rok, bardzo bardzo stare wydanie, też otrzymywałam od rodziny. Ktoś kto w rodzinie nie potrzebował, a ja miałam dzieci, tak się dzieliliśmy. Później moje dzieci wyrastały, przekazywałam to dalej. np. mojej bratowej, która miała młodsze dziecko i potrzebowała takich książeczek. Tak że to się tak w rodzinie... dzieliliśmy się i przekazywaliśmy.
- A ma pani jeszcze jakieś - obecnie, czy pani przechowuje czy to swoje, czy swoich dzieci...
- Przechowuję.
- Te robione przez siebie też?
- Tak, tak. Akurat u mnie tu w domu nie ma, ale jest u mojego syna - jest przechowywana ta książeczka. Ona miała taką szarą okładkę sztywną, była zszywana pośrodku, i była to taka książeczka pierwsza mojego syna najstarszego, z której się uczył wierszyków na pamięć. Z książeczki wyciętej po prostu z czasopisma.
- Gdybym była w stanie otrzymać w stanie zdjęcie czegoś takiego, to byłabym absolutnie przeszczęśliwa i bardzo wdzięczna.
- To była pierwsza taka książeczka którą zrobiłam, i chciałam uczyć dziecko na pamięć wierszyki. Nie było wtedy normalnego wydania. Nie miałam takiego w swoim księgozbiorze. Ponieważ w czytelniach też... Gdzie z małym dzieckiem chodzić po czytelniach. Więc akurat to zdobyłam i korzystałam. Jest to sentymentalne może co mówię, po prostu tak było, takie życie, taka książeczka z czasopisma powstała i tyle. Teraz są przepiękne, różne wydania Brzechwy, jest ich multum, moje wnuczki już mają w tym wieku piękne pozycje książkowe, ale za czasów PRL-u tego tak niestety nie było. Było wcześniej, ale w czasach takich PRL-u nie było.
- W jakim sensie wcześniej?
- Wcześniej czyli po okresie powojennym, jeżeli ktoś miał - lata 50-te... Mogę też opowiedzieć o książce w rodzinie mojej, bo np. tato zdobył, mój tato kupił, właściwie mojemu bratu, właśnie Pana Tadeusza Adama Mickiewicza - brat jest starszy 10 lat - i to było wydanie 1950 rok.




47:38 – 49:20



- Czyli zaraz powojenne. To była przepiękna pozycja, ponieważ miała takie rozkładane duże kartki z ilustracjami. To było... no, większa książka jak A4. Olbrzymia, przepiękne ilustracje. Takie ryciny, przedstawiające właśnie to o czym czytaliśmy, czyli można było od razu zobaczyć, jak tam dalej się ubierano, w jakie stroje, jakie były meble, w jakimś rynsztunku żołnierz. A wiadomo ze Pan Tadeusz nie był łatwy do przeczytania, trzeba było zrozumieć. Więc ta pozycja jest naprawdę wspaniała i do tej pory jest u mojego brata w domu. Wszyscyśmy z tej pozycji korzystali. Była, była literatura.W moim zasięgu nie było - kiedy moje dziecko było malutkie, zdobywałam wszystko co mogłam, żeby po prostu stworzyć dla dziecka...
- A to mówi pani o latach 80.?
- Tak. Lata 80-te.
- Na koniec bym jeszcze zapytała...
- I to początek 80-tych.
- Zapytałabym jeszcze o oglądanie.




49:39 – 49:53



- Pytaniem bardziej konkretnym jest kwestia ekranizacji książek, i na ile to było jakimś istotnym elementem tego co się oglądało.




52:00 – 52:05



- Były też ekranizacje książek, ale to w późniejszym wieku.




56:28 – 57:57



- Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć. W szkole średniej bardzo dużo czytałam, czytałam, sięgałam po literaturę przeróżną, miałam nawet taką możliwość, że wchodziłam między półki, bo nie każdemu było wolno wchodzić, sobie po prostu... Ewentualnie bibliotekarka sugerowała jakieś pozycje. Natomiast ja sobie wchodziłam i mogłam sobie... "tą już czytałam, ta mi jeszcze została...". Chyba miałam jakieś fory w tej bibliotece.
- Ale to w szkolnej?
- W szkolnej, szkolnej bibliotece.
- W liceum?
- Tak. Mieliśmy też osiedlową bibliotekę, i np. w okresach wakacyjnych też chętnie się chodziło i wypożyczyło. Nasze biblioteki domowe były, owszem, ale akurat u mnie w domu nie było aż tak dużo miejsca, aby przechowywać własne pozycje, mieliśmy jakieś takie kluczowe, które dostawaliśmy w prezencie, ponieważ książka była cennym darem, i się przechowywało... Co ja jeszcze takiego czytałam?




57:57 – 1:00:27



- O koniecznie, bardzo fajna, bardzo miła książka, jeszcze w takim okresie dziecięcej. Teraz właśnie oglądałam książki, jakie miała mama zgromadzone nasze takie u siebie w domu, i są takie pozycje - ładne wydanie... Zdobywało się książki. Np. słownik pedagogiczny żeby zdobyć i mieć dla siebie w domu, żeby mieć taki słownik, to po znajomości, kiedyś od pani w księgarni, się zapisywało. Bardzo trudno było zdobyć słownik Okonia. Tak że pozycje książkowe się zdobywało, kto miał możliwości, kto tam pracował w księgarni... Zapisywało się na pewne pozycje, zapisywałam się na subskrypcję Historii Gdańska, pierwszy tom dostałam z subskrypcji, trzeba było się zapisać, aby dostać taką książkę. Drugi tom to chyba zaniechano tych subskrypcji, bo drugi tom gdzieś zdobyłam na mieście. Tak więc takie pozycje no nie były dostępne. Np. Dzieła Mickiewicza wszystkie, pamiętam doskonale, można było kupić tylko wtedy, kiedy się miało talon, oddając makulaturę. Ileś tam kilogramów makulatury. Więc zbieraliśmy rodzinnie po to, aby dostać takie mało atrakcyjne wydanie Adama Mickiewicza, ale każdy chciał mieć te pozycje u siebie w domu. Do tej pory je mam. I się teraz z tego uśmiecham, ale takie były po prostu czasy.
- A jakieś księgarnie?
- Były różne księgarnie, Ossolineum, Nasza Księgarnia, tak jak były w Gdańsku...




1:00:27 – 1:00:27



- Ale np. szwagier mi dobywał pewne rzeczy, gdzieś miał koleżankę która pracowała w księgarni, i np jak próbowałam mieć jakąś księgarnię dla siebie, to on po prostu no, za jakimiś tam czekoladkami, zdobywaliśmy w taki sposób pozycje książkowe. Teraz młodzież i dzieci tego nie doświadczają, kupują w internecie, to co chcą, i sprawa załatwiona.





bursa escort bursa escort bursa escort bursa escort bursa escort bursa escort bursa escort alanya escort antalya escort eskişehir escort mersin escort alanya escort