Szkoła

Wywiad

Opis

ROZMÓWCA: ZBIGNIEW LIPIŃSKI
PROJEKT: ORAL HISTORY WE WSPÓŁCZESNEJ HUMANISTYCE
TRANSKRYBOWANE PLIKI:
• OH_Z.L_20.09_2018_cz.1 (czas: 00:37:33)
• OH_Z.L. 20.09_2018_cz.2 (czas: 02:06:03)

OZNACZENIA ROZMÓWCÓW:
• Z. L. (PZ)
• Marta Rakoczy: Pytająca 1 (P1)
• Monika Maciejewska: Pytająca 2 (P2)

OH_Z. L. 20.09_2018_cz.1
[00:00:00]
PZ: Parę zdjęć ze szkoły podstawowej ()
Pytająca 1: Ma pan?
PZ: Mam ()
P1: O super. Jakby pan y: chciał się z nami jeszcze spotkać, to my bardzo chętnie
PZ: [Nie ma problemu, tylko proszę powiedzieć, co będzie potrzebne.
P1: Super, super. Znaczy wie pan, dla nas bardzo w ogóle istotne jest to, co państwo przechowują na temat szkoły. Jakby co::, co zostaje, co jest w jakimś domowym archiwum, prawda:? Co jest przez państwa uważane za istotne (.) i warte dokumentacji, więc...
PZ: ()
P1: To super! To (się umówimy)
Pytająca 2: Zaraz… Czyli ja włączę, o:::
P1: "Dobra". () mogę to postawić.
PZ: O! ()
P1: Panie Z., to byśmy na początku spytali: się w jakich latach pan chodził do szkoły podstawowe:j, gdzie, takie może podstawowe rzeczy.
PZ: Dobrze. W latach 1960-1968 to chodziłem do szkoły podstawowej nr 1 w Łukowie. Miałem tak daleko do szkoły, bo akurat wtedy był taki podział na rejony, że ja mieszkałem na drugim końcu miasta, no i tak miałem, ile, 2,5 kilometra. (.) Y:: To były inne czasy. Nikt dzieci nie odprowadzał do szkoły, ani, ani tam nie woził. Po prostu 1 września z tatą przeszliśmy tą całą drogę. (A 2 września)
P1: [Juz pan sam.
PZ: Musiałem sam. Kiedyś nosiło się tornistry. Takie na początku, w tych pierwszych latach były takie tornistry tekturowe. Nie wiem, czy pani widziała takie, jak kuferki.
P1: Nie, nie widziałam tego nigdy.
P2: Nie.
PZ: (0.1) Y:: I to były z tektury. Taka lakierowana tektura, (zapinane) na dwa paski, albo na taki jeden przycisk. (.) I oczywiście worek na kapcie i oczywiście >fartuch szkolny<. Fartuchy y:: były (.) czarne albo granatowe, to w zależności jak dyrekcja się miała. U nas były czarne fartuchy z białym kołnierzykiem, który no praktycznie, co wieczór mama musiała odpruwać, był fastrygowany, przyszywać na nowo,
P1: [Na nowo
PZ: bo po prostu sprawdzano w szkole, czy czysty kołnierzyk.
P1: Mhm.
PZ: Oczywiście na, y:, nosiło się >tarczę<. Jedna tarcza była przyszyta do fartuch… szka, a druga do (.) ubrania zewnętrznego. To był obowiązek. (0.3) Co tam jeszcze? A dziewczęta nosiły albo takie długie fartuchy... Fartuch, fartuch to wyglądał szkolny jak, jakby marynarka dla chłopca, prawda? Tu był taki zapinany jeszcze, kieszonki miał cztery. Tak to wyglądało. Ja poszukam na zdję:ciach, gdzieś na pewno będzie
P1: [On był taki za pas, ja dobrze pamiętam?
PZ: [Tak!
P1: [bo jeszcze się załapałam na fartuszki.
PZ: Tak? (0.1) A dziewczęta miały dłuższe fartuszki. Dziewczęta miały fartuszki y:: takie do... 3/4, zastępowały im sukienkę, spódnice i wszyscy musieli chodzić jednakowo. Nie było możliwe, żeby ktoś poszedł do szkoły bez fartuszka. y:: jak później już można było należeć do drużyny harcerskiej albo (druchowej) to m:: jeden dzień w tygodniu był taki dzień (mundurowy), co się (chodziło) w mundurze harcerskim. Y:: Chłopcy mieli granatowe spodnie no i bluzę harcerską, a dziewczęta (kretonową) spódniczkę.
P1: A jakie wsp, a pamięta pan pierwszy dzień w szkole, jako dziecko, jakie emocje mu towarzyszy:ły?
PZ: (0.1) Pierwszego dnia nie pamiętam.
P1: Czy ta szkoła budziła lęk? Czy raczej nie? Entuzjazm? ((śmiech))
PZ: (0.1) Szkoła raczej nie budziła lęku. To:::… Znaczy pamiętam taką sytuację, to był akurat nie lęk. Chodziłem do I klasy i:: na przeciwko szkoły był taki y: teren, taki zarośnięty drzewami, tam był cmentarz y: poległych żołnierzy y: radzieckich. I pewnego dnia i ten cmentarz ekshumowali, bo tam miał być budowany szpital i pewnego dnia przyjechali saperzy i (wysadzali) taki wielki pomnik z gwiazdą...
P1: A to było podczas tego czasu, kiedy pan chodził do pierwszej klasy, tak?
PZ: Tak, >do pierwszej klasy<. I wtedy:: przerwali zajęcia, wszystkich, młodzież wyprowadzili za budynek szkoły (.) no i pamiętam jak te saperzy przyjechali, jak odpalili ładunki to jak huknęło w oknach, ale to mi się () ((śmiech))
P1: (mocno się) zaczęło ((wesoło))
PZ: [() coś takiego było ważnego dla dziecka, prawda?
P1: No tak, no pewnie, saperzy… ((śmiech))
[00:04:57]
PZ: I:: jeszcze nasza szkoła pobudowana była, ze 2-3 lata wcześniej oddana do użytku, ale ją zrobili (.) y: niezbyt masywnie bym powiedział i ona zaczęła pękać. I w klasach i na korytarzu były powykuwane na łączach takie kanaliki i tam były ułożone (szybki). () te szybki pękają, to szkoła będzie osadzała, no i myśmy tacy mali to się baliśmy, że szkoła nam się zawali na głowę. Bo to była taka… Szkoła była nowa:, (.) na przerwach wszyscy musieli chodzić na korytarzach, w parami, w kółko. (0.1) Maluchy musiały się trzymać za ręce.
P1: [W kółko?
PZ: No tak, bo długi korytarz no i tak chodzili (wszyscy) (). I stali nauczyciele
P1: [Jak taki spacerniak więzienny trochę, nie? ((śmiech))
PZ: Jak spacerniak, tak, właśnie. (.) Więc trzeba było chodzić parami, nie wolno było biegać, y: (0.1) nie wolno było głośno mówić w czasie przerwy.
P1: A starsi uczniowie się m: trzymali tych reguł, czy…?
PZ: (0.1) Tak, y: trzymali się tych regu:ł. Jak zaczynałem się szkolić, miało być 7 klas, a kończyłem ośmioklasową. (0.1) Tak, bo tam proszę panią w szkole była dyscyplina, nauczyciel to był panem i Bogiem. Jak (.) ktoś (.) przeszkadzał na lekcji to szedł do kąta (.) i stawało się twarzą do kąta, a jak za mocno przeszkadzał, to nie pomagało to musiał klękać i ręce do góry podnosić. No i szybko przechodziło. A takich najbardziej krnąbrnych, krnąbrnych uczniów, to nauczyciel wyprowadzał z klasy (0.1) gdzieś tam no i później ten, ten krnąbrny wracał spłakany, więc dostawał lanie, >manto<. A jak ktoś, nie wiem, na lekcji mniej przeszkadzał, mógł dostać książką po głowie albo i linijką (0.1) w dłoń mocne uderzenie ((dźwięk uderzenia w dłoń)). Wszyscy się pilnowali, bo się bali. To nie było tak, że tam ktoś… No oczywiście chodzili na wagary prawda i tak (gdzieś) tam próbowali palić papierosy, no ale to było szybko tępione. Tu w małym miasteczku było tak, że jak nawet jakiś uczeń szedł i palił papierosa…
P1: [>Wszyscy o tym wiedzieli<
PZ: To: rodzic, to rodzic od razu go pytał skąd. Jakiś obcy rodzic, nie jego nawet tam, nie? I to dochodziło do szkoły.
P1: Mhm. A ile Łuków miał wtedy mieszkańców mniej więcej, pamięta pan?
PZ: 11, 9 tysięcy, niedużo było. Miał 3 szkoły podstawowe: Jedynkę, Dwójkę i Trójkę. Szkoła nr 3 to była taka szkoła głównie dla dzieci kolejarskich, bo ona była w tej części Łukowa, gdzie mieszkali kolejarze. Y: Szkoła nr 2 była i 1 to one były w centrum miasta i dzieci były podzielone i musiały chodzić. W szkole y:: mówi się, że była równość, prawda? Ale była segregacja w szkole. Były klasy A, B, C. Klasy liczyły wtedy około 40, 36, bo to my byli z tych roczników wysokich, wyżu. I: (0.1) była segregacja, że dzieci, lokalne elity czy takich tam lekarza, kierownika…
P1: Ale inteligencji? Jak pan to ocenia, inteligencja, urzędnicy, czy…?
PZ: No w tym, w klasie A to były dzieci głównie y:: działaczy partyjnych i inteligencji. W klasie B były dzieci (.) >urzędników<, pielęgniarek, urzędników, felczerów, a w klasie C to były dzieci pozostałe. I akurat moi rodzice, mama pracowała w sklepie, tata tam był krawcem, no to byłem w klasie C oczywiście. To była klasa o najniższym poziomie nauczania i z naszej klasy to, jak patrzyłem na zdjęcia to 3 osoby chyba skończyło studia. W ogóle poszło na studia, skończyło.
P1: A dzieci były tego świadome?
PZ: Nie.
P1: Czy dopiero z perspektywy czasu jakby pan to ocenia?
PZ: [To dopiero z perspektywy czasu, teraz, jak patrzyliśmy. Później, jak w liceum tak samo, podział był w liceum ogólnokształcącym. Była klasa A to były dzieci nauczycielskie, ta najlepsza, klasa B to była klasa dzieci z miasta, a klasa C to był internat. W klasie B, w naszej klasie, bo ja byłem w klasie B akurat, to było chyba kilkoro dzieci ze wsi, ale to były dzieci y:: naczelników tych gmin, to już, takie tam, lokalna jakby ta wiejska inteligencja.
[00:10:03]
PZ: Natomiast te wszystkie pozostałe to była klasa C.
P1: A między klasami były jakieś takie nie wiem, animozje czy…?
PZ: To znaczy tak, w klasy, jak i w podstawówce to klasa A bardzo się wywyższała, nie chciała z tymi gorszymi się tam, jakby to byli gorsi. Cz
P1: [Czyli dzieci trochę czuły?
PZ: Tak i (trochę) czuły, że coś było nie tak chyba. A w liceum też klasa A to była klasa najlepsza i najlepszych nauczycieli mieli, najlepszych… Y:: Najładniejsze wycieczki, najlepszą klasę, no my byliśmy tacy trochę gorsi.
P1: A między szkołami były jakieś
PZ: [Tak, były.
P1: [tarcia?
PZ: Nie, to znaczy było wiadomo, że szkoła, jak mówili szkoła ta Trójka podstawowa, to jest słaba, bo tam dzieci chodzą y:: właśnie kolejarzy i tam okolicznych rolników. Dwójka i Jedynka aspirowały, która jest lepsza. One tak (0.1) y: między sobą >rywalizowały<. (0.3) I tak, w pierwszej klasie mieliśmy tylko jednego nauczyciela, to wychowawczynią była ta pani i uczyła wszystkiego, natomiast od drugiej klasy już był wychowawca i pojawili się inni nauczyciele. Jeden to był (język rosyjski)… Y:: nas uczyła taka pani starsza, ona była już na emeryturze. Ona kończyła szkołę za cara, więc mówiła fajnie po rosyjsku, umiała. Ale była bardzo miła, bardzo odstawała, pamiętam ten… Piątka to była z kwiatkiem a:: >dwója< to była z chmurką. Bardzo fajnie uczyła no ale ona nieraz chorowała, no bo to była starsza osoba nawet na ówczesne czasy. I przychodził taki pan, też on kończył szkołę jakąś właśnie tam za cara i to on był taki groźny. Krzyczał, linijką walił po łapce, przyłożył po plecach uczniowi, jak mu się nie podobało. W szkole był inny rygor, nie było, nie było nic takiego, że tam to jakiś (luz), to w ogóle było niemożliwe. Pisaliśmy oczywiście do… w pierwszej i drugiej klasie najpierw ołówkiem, a później stalówką, obsadką i stalówką. W szkole w ławkach było miejsce na kałamarze, były kałamarze. Co prawda nigdy w nich nie było atramentu i trzeba było przynosić swój atrament, no i były obsadki i stalówki, to było trochę ciężko. Bo tak, jak się źle nacisnęło to się kleks robił. (0.2) Chcąc mieć dobre oceny, trzeba było zeszyt przepisywać na nowo, bo (wymagane było) wszystko było obłożone, zeszyty żeby… Tak jak teraz, (widzę moich wnuków)… Nabazgrze, to podkreślają. () By zaraz wyleciał za drzwi od razu. ()
P1: A pamięta pan takie pierwsze dni, kiedy, no, nie wiem, szło się właśnie do szkoły z tymi nowymi przyborami szkolnymi, zeszytami, książkami, te przygotowania do szkoły, prawda? Pan to jakoś wspomina, to jest… Nie wiem, jakoś żywe w pana wspomnieniach, czy?
PZ: Wiem, że w tej pierwszej i drugiej klasie chodziłem do szkoły…
P1: [Czy to rodzice kupowali z dzieckiem, czy sami rodzice:::?
PZ: Y:: Znaczy tak. Rodzice pracowali, prawda? Książki trzeba było kupić w księgarni, bo, bo nie było książek, tak jak teraz tam mój dostaje. Książek było dużo mniej niż uczniów, więc y:: ro…, dzieci chciały, nawet marzyły żeby mieć nowe książki prawda? To trzeba było jakoś tam miesiąc wcześniej, bo tak to się kupowało książki
P1: [Używane
P1: Używane. One były w różnym stanie, no więc te nowe książki… Ale elementarz to był Falskiego, tamta pierwsza wersja.
P1: Ojej, ta:k. To jest hit wydawniczy, to jest cały czas wznawiana, wie pan?
PZ: Tak, tak.. To był elementarz Falskiego. (0.2) Ciekawa była szkoła. Y:: No nie wiem, (.) ja miałem, ja byłem po prostu jedynakiem, tak się złożyło, że nie miałem rodzeństwa i:: brakowało mi żeby mieć jakichś kolegów, koleżanki. Więc jak poszło się do szkoły, to było fajnie.
P1: No pewnie, no pewnie. A wyposażenie szkoły pan pamięta? Jakby co w tej… Już wiemy, że nie było atramentu. ((śmiech))
PZ: (Albo) uczniowie tam rzucali kredą, wie pani jak to uczniowie?
P1: No tak.
[00:15:00]
PZ: Niby tam… Pamiętam wyposażenie szkoły. Wyposażenie szkoły, jak nawet porównuję teraz te szkoły, bo tam moje wnuki chodzą do prywatnej szkoły, mieliśmy lepsze. Mieliśmy lepsze dlatego, że tak
P1: [Tak?
PZ: Oczywiście, proszę panią. Jeśli była biologia, tam przyroda, to był gabinet przyrodniczy, na każdą ławkę przypadał mikroskop. Więc były, były te próbki, więc jak było o budowie bak… Komórki, czy jakiś tam bakteriach, to wszystko było, odpowiednie próbki, można było to wszystko obejrzeć. Trzeba było patrząc na mikroskop, narysować w zeszycie jak to wygląda ((dźwięk długopisu kreślącego na powierzchni)). Oczywiście były preparaty typu nie wiem, jakiś tam roślin, takie tablice całe, prawda? Cykl rozwojowy rośliny czy na przykład rozwojowy , ze wszystkimi szczegółami. Były () y:: preparaty ryb, zwierząt, płazów, gadów, ptaków, wszystko było tak, pootwierane było, wszystkie narządy było widać. I i tego było zawsze sporo, więc jak była jakaś lekcja omawiane było o ptaków, no to siadaliśmy w grupach. Na każdą grupę przypadał jeden preparat i to się widziało, prawda? Jak była fizyka (.) to doświadczenia robiliśmy sami. Było dużo tych różnych y:: urządzeń, tych pomocy i:: tego było całe szafy, więc naprawdę można było robić samemu. Jak była chemia, no to też każdy był…
P1: [Doświadczenia
PZ: Tak, doświadczenia. Były stoliki . No chyba, że coś było niebezpieczne, to robił nauczyciel. Ale wszystkie inne to, to…
P1: A uczniowie chętnie
PZ: [Tak.
P1: korzystali z takich zajęć?
PZ: Tak. Znaczy, trudno powiedzieć. Jedni się chcieli uczyć,
P1: [(trochę) szaleli. ((śmiech))
PZ: [a inni się nie chcieli uczyć, powiem tak. Większość była tych, których nie chciała się uczyć i: szczególnie w mojej klasie, prawda? No i:=ich edukacja zakończyła się na: zawodówce. Szli do zawodówki, do zawodu, tak… Więc nie wszyscy chcieli się uczyć. Jak teraz, prawda? Nic się nie zmieniło.
P1: No tak…
PZ: Z geografii no to było mnóstwo… Wszystkie mapy różne były, były na przykład tablice całe takie z preparatami , nie wiem, . M:: Więc… To uczeń miał, co widział. Teraz, co prawda coś zobaczy na filmie, prawda? Na tej tablicy multimedialnej (), ale tego nie zobaczy, nie dotknie. Było lepiej, według mnie dużo lepiej, bo, bo teraz to tego nie ma.
P1: No, ciekawe. Bo teraz się jednak kładzie taki nacisk, że wszystko musi być praktycznie doświadczone przez ucznia, a chyba w praktyce to wygląda inaczej.
PZ: [No tak.
P1: [Te dzieci się głównie się uczą z podręczników jednak.
PZ: (Szkoły były bardzo dobre). I to była zwykła szkoła, nie żadna Tysiąclatka, po prostu szkoła podstawowa. Jak mieliśmy zajęcia z historii to w gabinecie historycznym było mnóstwo eksponatów. Były hełmy, jakieś tam pistolety, y::
P1: [A to były autentyki jeszcze z czasów wojny?
PZ: [Autentyki, oczywiście. Tylko pistolety to były pordzewiałe, karabiny jakieś pordzewiałe były, ale to były. . (.) Wtedy to jeszcze dużo było, bo to były lata 60. to żyli ludzie nie tylko z tej drugiej wojny, ale jeszcze z pierwszej wojny, więc można było na bieżąco wszystko wiedzieć.
P2: Y:: a jak one były przechowywane, one były w szafach jakiś, czy?
PZ: Były drewniane szafy zwykłe, zamykane na klucz. Ale to…
P1: [Ale myśli pan, że po prostu, nie wiem, znaczy ten szkolny nauczyciel historii się jakoś specjalnie przyłożył, czy… Czy to po prostu była taka praktyka żeby pracownie jednak historyczne były wyposażone?
PZ: W pracowni historycznej były jakieś tam rzeczy, ale… Nasz nauczyciel z historii był pasjonatem. A że wtedy zdobyć jakiś pistolet, bagnet, hełm to nie było problemu, tego wszędzie po lasach było mnóstwo jeszcze. Co prawda pordzewiałe, ale było. Amunicja była, granaty były y: i poza tym ludzie mieli w domach stare , na wsiach to mieli pochowane w strzechach szable ułańskie. Wystarczyło trochę po prostu pójść, poprosić. I on jeszcze wpadł na pomysł… Na przykład mieliśmy mundur… Mundury, mieliśmy wojskowe z 1939 roku, a nawet mieliśmy mundur y:: sprzed pierwszej wojny światowej. Tej właśnie pani, która uczyła nas rosyjskiego, brat służył w armii carskiej i przyniosła jego mundur paradny i ten mundur gdzieś tam…
P1: I był w szkole, stał w wyposażeniu?
PZ: Tak. To znaczy później, ja teraz niedawno pytałem, co się stało z tym mundurem, to podobno muzeum zabrało, ale to nawet nie z… łukowskie, lokalne tylko jakieś y::: z Lublina czy z Warszawy.
[00:20:10]
PZ: Za ładny był, prawda?
P1: A jak pan wspomina nauczycieli? Trochę pan powiedział już, ale…
PZ: . >Znaczy tak<, byli różni. Był to właśnie ten historyk, pasjonat, to strasznie lubił historię i: na przykład y: bardzo lubił, jak mu się przynosi różne rzeczy. To gazety przedwojenne czy z czasów okupacji, jakieś takie podziemne no to myśmy mu przynosili i on stawiał piątkę jak mu się przyniosło gazety. Ale myśmy wpadli na pomysł, gazeta była gruba ta przedwojenna, „Kurier Warszawski”, to się przynosiło mu 4 kartki, no to on mówi: „A:: ()”, no to później stawiał plusy, bo on stwierdził, że my go oszukujemy ((wesoło)). A takie hełmy (ludzie) mu przynosili.
P1: To wszystko było w domach, u dzieciaków?
PZ: Tak.
P1: Skąd dzieci je brały?
PZ: (). Akurat u mnie w domu tego nie było, bo, bo mama pochodzi z… Mieszkała w Twierdzy Brzeskiej na terenie byłym wojskowym, więc wszystko stracili, (.) ale:, ale tam u kolegów było. Tam na wsiach gdzieś ludzie przynosili, to wszystko było. On jeszcze wpadł na pomysł, że robił, że kazał nam robić wywiady starszymi osobami na temat jak tu było w czasie , i to zapisywaliśmy.
P1: I to w ramach zajęć było, tak?
PZ: W ramach zajęć. I to tam, były takie wywiady i przynosiliśmy mu. On nazbierał bardzo dużo właśnie materiałów y:: >partyzantki< w czasie wojny, jaki był układ przed wojną, to właśnie było. Pani z geografii, natomiast, była bardzo osobą taką ostrą i:: (wszystko) musieliśmy wiedzieć y: na pamięć. Dopływy lewobrzeżne, prawobrzeżne (.) Wisły, później podział, podział na krainy, gdzie… I przynosiła na lekcje mapę geograficzną, gdzie nie było żadnych napisów. I się odpowiadało jaka kraina, gdzie sięga prawda, jakie są dopływy i jakie, po kolei które dopływy nazywają się (rzeki). Gdzie jakie miasto leży, bo były kropki a nie było (nazw), trzeba było wiedzieć, więc to było tak. Z biologii to… A! I >kościotrup oczywiście na biologii stał<, ptaszki były. Ojej, pracownie wtedy były fajnie wyposażone, naprawdę fajnie bardzo. Biblioteka szkolna była bardzo fajnie wyposażona, było mnóstwo książek. I::… Znaczy, jedni czytali, ja lubiłem czytać, więc książki ciągle brałem, czytałem. Y:: (Matematyczna) to była tylko tablica i: nic więcej, () na polskim to wisiało na ścianach tylko obrazy, zdjęcia tych naszych wieszczów narodowych, prawda? I:: jak się pisze jakieś tam wyjątki, prawda? (.) Chemia, fizyka, to rosyjski to była zwykła pracownia. Na WF-ie to normalnie mieliśmy salę gimnastyczną i boisko na zewnątrz było i grało się w piłkę, jakieś tam ćwiczenia były. Dużo było ćwiczeń gimnastycznych, więc czekaliśmy, żeby można było w piłkę pograć, bo większość z WF-u to trzeba było ćwiczyć. A to skoki przez kozła, a to przewroty, a to jakiś () na linie, a to na drabinkach tych, no mnóstwo tego było.
P1: A nauczyciele, A byli jacyś nauczyciele, którzy jakoś tak się szczególnie uczniami zajmowali? Jakby poza takimi godzinami pracy, w sensie jakieś zainteresowań?
PZ: [, y:: >były kółka zainteresowań<, ale (.) ich było mało i (). Praktycznie wróciłem ze szkoły to mi się nie chciało drugi raz do tej szkoły iść, bo to było po południu. Zajęcia się kończyły (.) tak przed 13:00 czy 14:00, że się wracało do domu to tak było już po drugiej, to, to już się nie chciało się drugi raz do tej…
P1: A tam 2,5 kilometra… Nie wiem, ile dziecko idzie, ponad pół godziny na pewno…
PZ: Tak, bo trzeba było to iść, iść przez całe miasto. Y: A, wieczorem to dzieci się bali chodzić, bo wtedy miasta były ciemne. Były niby te latarnie miejskie, ale to było takie… Jedna żarówka na słupie wisiała, to tylko świeciła tyle, co pod słupem było a tak to było ciemno.
P1: Czyli raczej na szkołę był przeznaczony ten…
PZ: [Znaczy do szkoły tam chodzili prawda, ci co mieszkali tam w centrum czy tam blisko szkoły, no to tam chodziły tam…
[00:25:00]
PZ: No i chodziłem na zbiórki harcerskie, bo później (byłem) w drużynie harcerskiej.
P1: A jakoś się czuło taką presję ideologiczną w szkole?
PZ: (.) Wie pani, my tak tego nie odbieraliśmy, bo tak. Jak było tam <1 Maja>, czy jakieś tam święto partyjne, to zawsze był
P1: [()
PZ: [apel. To był apel, trzeba było przyjść do szkoły na galowo, wszyscy się ustawiali tam i: wybrani uczniowie coś tam <śpiewali>, coś takie tam, wiersze deklamowali, no: i:: tyle, apel się odbył i do klasy. Na 1 Maja trzeba było koniecznie iść na pochód. Więc trzeba było przyjść do szkoły, sprawdzili listę, później wszyscy szli na stadion, na stadionie była transmisja przemówienia, y:: wtedy Gomułka był to Gomułki, no i później szedł, szedł pochód. Y:: Tak i poza: tym… No, w latach tych początkowych, tak gdzieś do ‘65 roku to bardzo… Jak był… Bo było Boże Ciało to w mieście władza wymyślała dzień sportu
P1: [OK… ((śmiech))
PZ: i strasznie tego nie lubiliśmy, bo przed tym dniem , zawsze tak z miesiąc wcześniej, po lekcjach zamiast iść do domu, gonili nas gdzieś na boisko i tam ćwiczyliśmy y: w…
P1: [Bo to były jakieś zawody, tak, (w szkole)?
PZ: To znaczy nie, były pokazy gimnastyczne.
P1: Aha, pokazy gimnastyczne.
PZ: I puszczali piosenkę „Szła dzieweczka do laseczka”, wszystkich porozstawiali, trzeba było ćwiczyć. Tak codziennie, codziennie… aż młodzież robiła to idealnie. A jak później był ten dzień sportu to na trybunie, pustej trybunie siadali tylko działacze partyjni i trzeba było przyjść.
P1: Lokalni?
PZ: Lokalni, oczywiście, tak lokalni. I w tym czasie gdy była procesja, to tam był dzień sportu i wszyscy (mieli) obowiązkowo przyjść.
P1: I wszyscy się, rozumiem, musieli tam stawić?
PZ: Musieli się stawić, bo ktoś by się nie stawił to by miał obniżoną ocenę ze sprawowania. To było bardzo y:: niewłaściwe, bo potem ani do technikum by go nie przyjęli, ani do liceum. To było tak, że ci co szli do zawodówki to nic nie osiągnęli. (0.1) Raz tylko tak poczułem taką presję, (.) nie wiem, (w której) byłem w klasie… Szóstej? W ? Mieliśmy na zaję, do szkoły na tak koło południa, na tę drugą zmianę i wtedy rekolekcje jakieś były dla młodzieży i poszliśmy na rekolekcje do kościoła, (od razu) z plecakami no i ksiądz rekolekcjonista się rozgadał i przeciągnął tą lekcję, to znaczy tą rekolekcję. No i spóźni(liśmy się)
P1: [One było rozumiem przy parafii organizowane, prawda?
PZ: Tak, w szkole nic nie było.
P1: Nie no, wiem, ja jeszcze się załapałam na szkołę to wiem. ((wesoło))
PZ: Pani się załapała, ale się pani załapała gdy było już na pewno dużo luźniej niż kiedyś.
P1: Na pewno, ja jestem ‘79 rocznik
PZ: A::, to już było (prosto)
P1: [więc trudno porównywać.
PZ: No to już nie było takie. I wtedy się spóźniliśmy w parę osób do szkoły i jak weszliśmy do szkoły to (.) akurat (.) złapał nas dyrektor. (.) I ustawił nas na korytarzu tak z tymi plecakami no i gdzie byliśmy. Y: ii: no tam się przyznaliśmy, że w kościele to od razu na nas nakrzyczał, zrobił nam rewizję w plecakach, znalazł oczywiście książeczki i tymi książeczkami nad nami machał, tam parę razy każdy dostał po głowie tą książeczką. No i strasznie się wkurzył, nakrzyczał, tam popłakali się, dzieciaki małe. I co najśmieszniejsze, że ten pan dyrektor, później na emeryturze po ‘90 roku, to on praktycznie z kościoła nie wychodził. Był takim działaczem partyjnym, a później mu się tak odmieniło. ((wesoło))
P1: Bywa tak czasem.
PZ: No bywa właśnie. Ale tak to (.) jakiś taki… Presja była w liceum (.) w tym sensie, że w liceum powstało y: ZMS no i wszyscy się musieli zapisać. Młodzież nie bardzo chciała, więc pani dyrektor…
P1: [A do liceum też pan chodził w Łukowie, czy…?
PZ: Do liceum? W Łukowie. Y:: no teraz jadę, za (.) tydzień w sobotę jest 100-lecie szkoły. Więc pani dyrektor zwołała zebranie rodziców, wszystkich uczniów i kazała przynieść wszystkie teczki, akta swoich tych uczniów, przed sobą położyła.
[00:30:00]
PZ: Mama mi opowiadała, wtedy jak była na zebraniu. I powiedziała, że to jest liceum, wszyscy muszą zapisać się do ZMS-u. Jak komuś się nie podoba, więc proszę niech zabiera teczkę i () do zawodówki. „Tam możecie się nie zapisywać”. Tu wszyscy muszą i w poniedziałek wszyscy mają być zapisani do ZMS-u” i wszyscy byli w poniedziałek zapisani. No taka była presja. Jak były, pochody były (0.1) najgorzej mieli uczniowie szkoły muzycznej, w podstawówce, którzy chodzili do szkoły muzycznej po południu i (szli do podstawówki) (). Bo jak był 1 Maja, to szkoła muzyczna żądała, żeby wszyscy jej uczniowie szli (.) w pochodzie.
P1: I grali.
PZ: I grali, bo oni tam ćwiczyli, tam grali i ćwiczyli, tam jakieś tam melodie i mieli wszyscy być, bo by im ta harmonia nie pasowała. Dyrektor szkoły powiedział, że kto z uczniów nie przyjdzie na 1 Maja, nie ważne czy chodzi do szkoły muzycznej czy nie, zostanie od razu obniżona ocena ze sprawowania. I:: tak mieli problem, bo to… Nie wiem jak oni to rozwiązywali, ja akurat nie chodziłem do szkoły muzycznej, ale wiem, że zawsze była awantura, że młodzież ma być w swojej szkole, nie w żadnej jakiejś tam szkole muzycznej czy gdziekolwiek.
P1: A jak pan ocenia taką współpracę między rodzicami a szkołą? Może nie tak generalnie, ale w pana przypadku? Jakby rodzice zostawiali to, co się dzieje w szkole jakby w gestii szkoły czy nie wiem, ?
PZ: To znaczy rodzice chodzili ze względów, kiedy zawsze () (krzyczeliśmy), on się słabo uczy, ma za słabe oceny, że się spóźnił na lekcje, albo nie uważał, to wszystko było zapisywane, proszę panią. Wtedy były dzienniczki, wpisywali uwagi, że „Rozmawiał na lekcji”. Natomiast jakiś tak, o takich, chyba nie pamiętam, żeby była współpraca. Wiem, że rodzice musieli chodzić na wywiadówki, jakieś tam zebrania a (.) jak uczeń rozrabiał i:: szkoła nie mogła sobie z nim poradzić, wzywała rodzica. To się źle kończyło dla delikwenta, bo rodzic na ogół zlał tego dzieciaka w obecności nauczycieli.
P1: Ale w szkole? Przyszedł do szkoły i…?
PZ: Tak. Przyszedł do szkoły, do gabinetu.
P1: [Rozumiem żeby kara bardziej bolała?
PZ: Tak. Więcej dostał od ojca, w domu poprawili.
P1: Od ojca z reguły?
PZ: Z reguły od ojca. „Ty gówniarzu, ja do szkoły musiałem się fatygować?”. Pas wyciągał i od razu lał.
P1: No, dużo to się zmieniło jednak, mhm, na pewno. A jak pan wspomina klasę? Bo pan powiedział, że dla pana ta klasa była istotna, prawda, ze względu na rówieśników?
PZ: Tak. No akurat miałem dwóch kolegów, którzy mieszkali koło mnie, więc miałem się z kim bawić, z kim… Jeszcze taka koleżanka mieszkała, to oni tylko… Wtedy dziewczyny się nie bawiły w podstawówce z chłopakami, prawda? Nie ten wiek jeszcze był. To do niej chodziłem, jak byłem chory i na przykład lekcji się musiałem dowiedzieć, to do niej, ona zawsze, () zawsze od niej pożyczałem a tak to z tymi kolegami się bawiłem. Razem byliśmy w drużynie harcerskiej, razem się bawiliśmy. To tutaj najbliżej, a reszta to mieszkała tak w różnych częściach miasta. Więc jeszcze tam z kolegą jednym utrzymywałem kontakt, ale on dalej mieszkał. Tam do niego chodziłem, on do mnie przychodził. W sumie klasa była… (0.1) Już nie pamiętam, czy była zżyta, czy nie. Nie było żadnych dyskotek, nie było dyskotek, była tylko zabawa choinkowa i
P1: [I to w ramach tego, co jakby proponowała szkoła, tak?
PZ: Tak. Nie było jakiś prywatnych też… Znaczy nasza klasa nie robiła, może ta klasa A to oni tam nie chcieli z nami rozmawiać, (.) bo byli tacy wielcy, prawda? Co oni będą z plebsem rozmawiać? A:: tak to była tylko zabawa , gdzie każda klasa musiała przygotować jakiś występ i i pokazać, co ona zrobiła na tym występie. Były paczki, były pączki. W szkole było dobrze, że jak u nas w szkole nie było obiadów, bo nie było stołówki, ale dostawaliśmy na drugie śniadanie kubek kakao i bułkę taką słodką i to było z pomocy amerykańskiej, z UNRR-y.
P1: Z UNRR-y.
PZ: Tak. Przychodziły, przychodziła oliwa, mąka, mleko i z tego nam zrobiono jedzenie. Tam trzeba było jakieś tam grosze dopłacić za robotę, ale zawsze…
P1: I to było coś dla dzieci, nie?
PZ: Tak, było fajne, bo to () i koledzy nie chcieli brać kanapek z domu, tylko każdy wolał właśnie pójść
P1: [Po słodką bułkę…
PZ: po słodką bułkę, to kakao dostać.
[00:35:00]
PZ: (0.3) Tak… W szkole była higienistka, te szczepienia były, (każdy musiał chodzić na szczepienia). Higienistka wychodziła, co pewien czas do klasy, sprawdzała, czy dzieci nie miały insektów w głowie, bo się zdarzały. Więc wtedy takiego delikwenta brano do gabinetu, na łyso go obcinano no i…
P1: Bez (.) tam (.) pytania rodziców, rozumiem doskonale. Teraz by to nie przeszło.
PZ: NIE:, było tak! Się z niego śmieli później (). Była pani stomatolog, wtedy te gabinety były, te urządzenia były dość straszne… Dlatego, że nie było znieczulenia żadnego, tylko było takie… Wolnoobrotowa maszyna i dzieci się bały tego. Jak nawet ząb wyrywał, tam o znieczuleniach nikt nie słyszał i::, no i nikt nie chciał >chodzić<. Więc zawsze jak się zaczynał rok szkolny, najpierw był pierwszy raz to pani przychodziła higienistka z listą, zabierała grupę na badanie, kto jakie ma ubytki no i później też przychodziła po uczniów, bo jak zdarzało się tak, że… W czasie lekcji oczywiście. Brała grupkę na leczenie zębów, a zdarzało się tak, że jak ktoś był ch, z klasy i później było „Kowalski ma przyjść”, to Kowalski wychodził i nie szedł po prostu i się chował, bo się bał. Więc.. Pilnowali, dbali o to. Szczepionki jakieś to wszystko było w szkole, więc opieka medyczna… Teraz to tak nie ma, prawda? Jak…
P1: Nie. No nie, to już jakby jest po stronie rodziców bardziej?
PZ: A tutaj szkoła była, szkoła o to dbała, y:: żeby młodzież była właśnie... Raz do roku wszyscy uczniowie byli badani przez lekarza. Czy jakiejś grzybicy nie mają, czy dobrze się rozwijają i jakby, coś wykrywali to dostawał skierowanie, musieli iść do rodziców i musieli iść do normalnego lekarza, nie do tego szkolnego, żeby tam go leczyć. To było tak pilnowane. W szkole się chodziło oczywiście w kapciach. To chyba tyle… NIECH PANI SPYTA! Może odpoczniemy >trochę<, co?
P1: No pewnie, no pewnie, proszę.
PZ: A to może wyłączymy to urządzenie?
P1: Wyłączymy, dobra.
OH_Z._L._20.09_2018_cz.2
[00:00:00]
P1: Klasach, tak środowiskowo (.), to nie byłoby tak chyba, że większość z C idzie do zawodówki, jak pan myśli?
PZ: Chyba tak. Ale wie pani: wtedy…
P1: [Nie, bo pytam, że u mnie w szkole było to samo, mimo że to była końcówka PRL-u jeszcze, lata 80., ale…
P2: U mnie w gimnazjum tak było.
PZ: To moje dzieciaki chodziły do… końcówka PRL-u, bo w ’81 (syn się urodził), (córka) w ’83 (). To oni chodzili. (To już ślady były, już nie było tak) (). Wtedy było tak, niby tam mówiono, że nie może być segregacji, prawda, ale…
P1: Nie, no bo tego nie ma w żadnych dokumentach, wie pan, to, to się nie działo na papierze.
PZ: [Moja żona pracowała w szkole.
P1: A:: czyli ona to zna od kuchni, tak?
PZ: Tak. Powiem tylko, (jak tylko) mogę. To może się pani z nią umówić i ona powie od kuchni (prawda).
P1: [No tak. Ponieważ ona była nauczycielką, tak?
PZ: [(Jej mama pracowała w szkole, w PRL była nauczycielką). Więc ona jeszcze więcej wiedziała.
P1: Super. Jakby się chciała z nami spotkać, to wspaniale.
PZ: Myślę, że będzie chciała. I:: ten, i było tak, że nauczyciele robili taką klasę elitarną.
P1: Możemy włączyć ((drugi dyktafon)), bo pan mówi bardzo ciekawe rzeczy. ((śmiech))
PZ: Dobrze. Ale ja mówię o współczesnych klasach, jak teraz, lata 80., 90. też były klasy elitarne. Nauczyciele, powiedzmy, dogadywali się, bo też mieli dzieci w tym wieku i mówili: „Słuchajcie, lepiej by jedną klasę taką najlepszą. Nie będzie klasa A, żeby tak się nie kojarzyło”. Były C. „I dobieramy nasze dzieci, nasze dzieci piszemy albo dzieci naszych znajomych, które wiemy, że są na poziomie. I i wybieramy najlepszych nauczycieli”. Dostawali (dzieciaki) najlepszych nauczycieli. Nawet to były w latach 90., jak moja… Moja córka kończyła, ta najmłodsza, co teraz jest na studiach, to 2000 któryś. I też była taka klasa elitarna, zgrana. Dzieci były przedsiębiorców, nauczycielskie. Była najlepsza klasa w szkole. Miała bardzo dobre wyniki. W ogóle nauczyciele tylko narzekali, że się muszą do każdej lekcji przygotować. Że tam dzieci
P1: [Wymagające dzieciaki.
PZ: Tak, wymagające dzieciaki. I później ta klasa przeszła, przeszła do gimnazjum i też oni wiedzieli, że ta klasa przechodzi. Po prostu żona chodziła do gimnazjum. To jest dobra klasa. „Słuchaj!” - mówi – „To dobra klasa, oni są super, nie zmarnuj ich”. Dostali też najlepszych nauczycieli. I nauczyciele musieli się naprawdę przygotować, bo (dzieci) szły do przodu. Oni o wiele szybciej przerabiali materiał niż w innych klasach. Później wiele z tych dzieciaków startowało w konkursach kuratoryjnych. Byli finalistami, laureatami. Więc, prawda, byli dobrzy. Te klasy są dobierane. Tak trochę inaczej…
P1: [A jak było w klasie, ci lepsi uczniowie, w sensie, prymusi rządzili:, czy raczej była taka tendencja, że się z nich trochę podśmiewano?
PZ: To znaczy
P1: [że są tacy do przodu
PZ: [w tej klasie, gdzie chodziła najmłodsza córka, to nie było (żadnych jakiś). Klasa była bardzo ambitna. Parła do przodu. Tam w gimnazjum im dołożyli trochę, kilkoro dzieci. Ale dzieci były słabe, nie wytrzymały tempa. Po pół roku musiały odejść, bo miały same dwóje.
P1: Jasne. A u pana w klasie jak było?
PZ: [A u mnie w klasie.
P1: [Prymusi rządzili, czy raczej nie? W ogóle wyniki. jakby w szkole, były istotne dla klasy? Tak jakby dzieci się porównywały pod tym względem, czy?
PZ: To znaczy, ja nie wiem, jak było w klasie A, w tej najlepszej. Na pewno tam tak było. U nas dzieci nie miały jakiś wielkich ambicji. Większość wiedziała, że skończy (w zawodówce). Nie chciało im się uczyć. Ja bym na pewno też wylądował w jakimś technikum. Ale rodzice stwierdzili, że byłem za chudy. Nie dam sobie rady w technikum. Niech sobie do liceum pójdzie. ((śmiech))
P1: Tak?
PZ: Tata tak stwierdził. Mama to chciała żebym chodził do liceum. I mo:że ewentualnie na studia, bo to wtedy (było takie nieosiągalne, prawda?). Ale… Bo moja mama pochodziła z: (0.1) rodziny wojskowych. Jej tata był wojskowym. Ona przed wojną chodziła... Akurat miała 1 września rozpocząć naukę w gimnazjum.
[00:05:00]
P1: W ‘39?
PZ: W ‘39. No i nie rozpoczęła i zakończyła w tej podstawówce. No i później wojna, okupacja, do pracy poszła. No i tylko jakieś kursy po wojnie skończyła. I:: bardzo żałowała, że jej nie udało się y: skończyć edukacji. (.) Tata mieszkał w dzieciństwie na wsi. Miał macochę. Było ich trze::ch i… Nie, czterech ich było, czterech. I była bieda u nich. I to była wieś. Więc przed wojną skończył tylko 3 klasy. Szkoła powszechna była.
P1: A jakie to były okolice, też Łukowa, czy?
PZ: Nie, nie. Tata koło Sokołowa Podlaskiego. I wtedy tam był wymóg, że dzieci musiały ileś tam lat do szkoły chodzić. Więc chodziły powiedzmy 3 razy, nie, do II klasy, tam do III. I zrobiły program to zrobiły. Tata mówił, że była jedna klasa w takim bu, w jednej salce. Nie w salce, tylko w jakiejś izbie. I () takie były z I, II i z III klasy, (bo pani ich tam uczyła). I później już, już nie mógł też. Po wojnie to już pracował. Wyuczył się na krawca, bo nie chciał na wsi siedzieć, pracować. No i poznali się w Łukowie, bo akurat w czasie oku, po 1939 roku moja mama ze swoim rodzeństwem i z matką przyjechali do Łukowa, bo jej matka pochodziła z Łukowa. I tam mieszkali. A tata tu się znalazł w Łukowie, jego brat stracił nogę i:: jak był dzieckiem, bo pasł. Na wsi każdy musiał tam gdzieś pracować. I: jego właśnie brat pasł konia. No i ten koń jakoś się przestraszył. I on próbował go jakoś uspokoić. Ale koń go pociągnął i jego noga zaplątała się w te lejce. I koń go pociągnął, ze mu złamał (tą) nogę. To było przed wojną. Oczywiście nikt tam do lekarza nie wiózł, bo tam nie było lekarza. Jakaś taka znachorka przyszła, (tą) nogę wzięła mu tam, jakoś tam zabezpieczyła. Ale minęło trochę czasu, noga spuchła i go bolało, więc dziadek pojechał, wziął tatę, z nim pojechał do Sokołowa do lekarza. Lekarz powiedział, że „ tu gangrena, nic się nie da zrobić”. No ale on nie wierzył. I jeszcze go zawiózł do Warszawy. Ale w Warszawie powiedzieli, że muszą mu nogę obciąć, bo po prostu umrze. I obcięli mu nogę. I taki na wsi młody chłopak bez nogi, to. Nauczyli go tam na krawca, bo to siedząca robota. Pedałem jedną nogą może kręcić. No i później gdzieś tam przyjechał do Łukowa. I później tatę ściągnął mojego. No i powiedział: „Przyjedź. Po co będziesz tam na wsi, tam ciężka robota. Tutaj ja cię nauczę na krawca”. No i tak zostało.
P1: A pamięta pan taki przekaz w domu, nie wiem, że ucz się to, nie wiem, więcej osiągniesz?
PZ: Oj tak, to mama mówiła.
P1: Tak? Mama głównie?
PZ: Przepisywać zeszyty, brzydko pisałem. Odpytywała mnie, musiałem
P1: [>Codziennie?< (O rany)
PZ: Musiałem wszystko umieć. Musiało być wszystko tip top. Mama powiedziała, że „ucz się, (żebyś nie cierpiał jak ja, nie pracował)”. A że mieszkałem daleko, było ciemno, więc albo się uczyłem, albo czytałem książki. Telewizji wtedy nie było (.) zresztą. Radio tylko było.
P1: A, nie wiem, na podwórku z chłopakami ze szkoły?
PZ: No to tak, jak do szkoły poszedłem, ale to też nie bardzo, bo, nie często. Może… Ze szkoły się wracało koło 14:00, prawda? Musiałem sobie podgrzać obiad.
P1: Bo rodzice jeszcze byli w pracy tak?
PZ: Bo rodzice byłi w pracy. Tata pracował tam u takiego pana w warsztacie, tam szył. A mama pracowała w sklepie. Tam pracowała do 18:00, do 19:00. Więc przychodziłem do domu. Klucz wisiał tam w komórce. (Tam otwierali drzwi). Obiad stał na kuchni. Musiałem sobie podgrzać. Jak, jak w kuchni trochę gasło, to musiałem dosypać węgla, żeby się paliło. No i wtedy zjadłem obiad. Jak zjadłem to 15:00 to trzeba było iść lekcje odrabiać. Bo jak zawsze mama przychodziła, to miałem mieć lekcje odrobione.
P1: Już miały być zrobione.
PZ: No właśnie, musiałem ()
P1: Czyli rodzice nie siedzieli (.) przy lekcjach?
PZ: Nie::. Tylko jak mama powiedziała, że brzydko napisałem, to mi wyrywała kartki i musiałem jeszcze raz wszystko pisać.
[00:10:05]
PZ: A to żeby tylko wyrwała jedną, wyrywała też cztery kartki. Więc musiałem te. Dużo roboty było. Więc nie bardzo tak. W sobotę oczywiście też się chodziło do szkoły. Nie było wolnych sobót. W soboty się było do 13:00.
P1: Czyli krótsze lekcje trochę.
PZ: Trochę mniej lekcji, tak. Nie było wolnego. Nieraz wtedy myślałem, nauczyciele mieli co pewien czas konferencje, takie nauczycielskie w soboty. Wtedy cała szkoła nie szła do szkoły. Ale te klasy, które miały mieć lekcje pokazowe, musiały przyjść. I nieraz się zdarzało, że powiedzmy, nasza klasa tez miała tam lekcję pokazową z czegoś, więc trzeba było przyjść i być w szkole. Nie było wolnego. Tylko niedziela była wolna. (0.2) Coś jeszcze… Niech pani mnie pyta.
P1: A pamięta pan jakieś, nie wiem, spotkania z rówieśnikami z klasy, nie wiem? Znaczy, oczywiście, jak dzieci są małe to nie wykazują takiej inicjatywy. Ale już później, czy się jakoś ?
PZ: Spotykaliśmy się.
P1: Czy były jakieś wspólne uczniowskie hece na przykład, albo nie wiem?
PZ: (0.2) Z podstawówki to nie. Znaczy tak. Wtedy było wszędzie mnóstwo, po lasach można było znaleźć niewybuchów, niewypałów. I zdarzyło się, że w jednym z lasów, jak to mówią, kopali piasek i osunęła się ziemia i odsłoniło, został odsłonięty skład amunicji, pociski do karabinów (.) poniemieckie. Więc zaczęli wszyscy chłopcy tam się. Po
P1: [Jakieś wyprawy były, tak?
PZ: Ta:k. (Myśmy cały czas) (). I pamiętam taką scenę: dyrektor kazał wszystkim chłopcom ustawić się na korytarzu i opróżnić kieszenie. I sporo tej amunicji znalazł. Myśmy rozbijali tą amunicję. I braliśmy i się proch wsypywało, petardy się robiło z prochu i strzelało. To takie coś w tej było. (0.2) W szkole tak… A to rowerami jeździliśmy. Właśnie jeździliśmy na wyprawy rowerowe. No, bo to w sumie były jedyne…
P1: [Ale w niedzielę raczej?
PZ: Słucham?
P1: W NIEDZIELĘ, nie?
PZ: W niedzielę na () chodziliśmy. Tam była (). No w wakacje siedziało się na ogół w domu. Znaczy tak, ja nie mogłem pojechać na żaden obóz, ani harcerski, ani na kolonie, dlatego że dla Gomułki, jeśli jeden, jedno z rodziców pracowało w prywatnej inicjatywie to był wróg ludu. I:: dzieci nie miały prawa pojechać na żaden obóz ani harcerski, ani na . Nawet do przedszkola nie miałem prawa chodzić, no bo tata był wrogiem ludu, bo pracował prywatnie, prawda. Mimo że mama pracowała, to nie. Więc w wakacje siedziało się w domu. Jeździło się rowerami, chodziło się z kolegami gdzieś tam na jakieś wyprawy, nad rzekę taką. Po kolana było wody, to. (). Książki się czytało. Było wtedy jedno kino i można było chodzić. Dla maluchów to były poranki, tam o 14:00. A dla młodzieży to o 16:00 film młodzieżowy. A, jak się było większym można było pójść na film do kina, ale tylko na godzinę 17:00. Na 19:00 dzieci nie były wpuszczane ani młodzież. Wiadomo i tak nie wpuszczą. Jak był film powiedzmy od <16 lat>, czy od 18 to jak ktoś miał 14 to od 16 pani go nie wpuściła, ta bileterka.
P1: A legitymację sprawdzano, tak?
PZ: Nie. (Mówiła): „Nie wchodzisz! Ale ja wiem, ile ty masz, idź do domu”.
P2: A ktoś próbował łamać ten zakaz?
PZ: Słucham?
P2: Były jakieś próby łamania tego zakazu?
PZ: O::: pani bileterka, która wpuszczała do kina, były jedne drzwi, więc nie było możliwości łamania zakazu. A jak się zdarzyło nieraz, że ktoś się prześliznął na 19:00, to były, to w liceum jak było.
[00:15:09]
PZ: To były takie trójki rodzicielskie i rodzice chodzili wieczorami sprawdzać, co młodzież robi po ulicy. Jak się po ulicy w nieodpowiednim czasie, nie znajduje na ulicy.
P1: A one się zawiązywały, nie wiem, na wywiadówkach, że rodzice sobie rozdawali takie dyżury?
PZ: A nie to szkoła (była)…
P1: Wyznaczała, tak?
PZ: (0.1) Wyznaczała, tak. Czy w kinie na nieodpowiednią godzinę jest ().
P1: O rety. I gdzie się to sprawdzało? Na ulicach i w kinie głównie, tak?
PZ: W kawiarni. Były kawiarnie. Po raz pierwszy do kawiarni poszedłem, jak miałem 18 lat skończone.
P1: Ale to były kawiarnie, w sensie kawiarnie?
PZ: Kawiarnie.
P1: Z kawą, herbatą?
PZ: Ale uczniowie liceum nie mogli wejść do kawiarni.
P1: Aha. Nawet jak tam nie było alkoholu na przykład?
PZ: Nie, był alkohol.
P1: Był alkohol.
PZ: Ale nie wolno. Bo jak zobaczyli, to mogłeś mieć ocenę ze sprawowania obniżoną i był problem.
P2: A były na przykład jakieś miejsca spotkań dzieci lub młodzieży w Łukowie, że tam można było spotkać młodzież?
P1: I nie być przyłapanym przez trójkę?
PZ: No tak. Ale to było w godzinach takich sensownych, po południu (można było się spotkać). Tak się spotykało. Tam na mecze sportowe się chodziło, bo był stadion sportowy. Tam takie występy były. Był Dom Kultury, gdzie przyjeżdżały różne teatrzyki dla dzieci. To tam można było. Natomiast dyskotek nie było. Dyskotek nie było. W liceum dopiero można było robić taką pr…
P1: [Prywatkę.
PZ: (Prywatkę klasową). Jak się uprosiło panią wychowawczynię, .
P1: I to wtedy na terenie szkoły?
PZ: Wtedy było w klasie.
P2: A ona była w czasie, nie wiem, jeszcze godzin lekcyjnych, godziny wychowawczej czy to już było wieczorem?
PZ: Wieczorem. Na godzinie wychowawczej to było rozliczanie każdego ucznia z ocen, z zachowania. Poza tym: a czy ta trzyma prawidłowo, a czy wszystkie opłaty na komitet rodzicielski zapłacił, jakieś tam składki. A Liga Ochrony Przyrody - wszyscy musieli należeć oczywiście. To tak. To każdy miał tak samo (na) godzinie wychowawczej. A na takiej prywatce, takiej klasowej, no to jak się uprosiło panią, to było , raz do roku pozwoliła zrobić. Wtedy jedna osoba, która miała na przykład w domu adapter, to przynosiła adapter z płytami.
P1: A były jakieś mody na poziomie podstawówki między uczniami, nie wiem, że się coś zbiera? Amunicję tak, ale coś jeszcze, nie wiem? Jakieś wycinki gwiazd z gazet?
PZ: Znaczki.
P1: Znaczki?
PZ: Znaczki.
P1: I się uczniowie wymieniali, tak, na terenie szkoły?
PZ: Znaczki stare, stare monety, banknoty ().
P1: A dziewczyny to samo? Trudno powiedzieć?
PZ: Trudno powiedzieć. Ale one jak to aktorów, aktorki zbierali. To już jak w liceum byłem, to już za Gierka pojawiła się ta gazeta „Perspektywy”. Ona, już dawno jej nie ma. Ale to była wśród młodych, młodzieży męskiej to była najbardziej poczytna gazeta.
P1: Tak? Dlaczego, jak pan sądzi?
PZ: Ja wiem dlaczego. Na ostatniej stronie było zdjęcie jakiejś aktorki w topless. I wszyscy. Ta gazeta była… Trzeba było mieć wielkie znajomości w kiosku…
P1: [To były te perspektywy. ((śmiech))
PZ: [żeby móc „Perspektywy” dostać. Nie można było (po prostu) tego dostać.
P1: No tak. Przynosiło się to na teren szkoły, nie?
PZ: U:::, nie::. To by było od razu przestępstwo wielkie.
P1: No tak.
PZ: Przestępstwo wielkie było. Ale rozrabialiśmy. Na przykład jak chodziliśmy, chodziłem do liceum, to pan od biologii wpadł na pomysł, żeby na terenie szkoły założyć pasiekę. No i tam postawił kilka uli, bo to w ramach kółka biologicznego. A nas te ule atakowały, () żądliły. Kilku uczniów wpadło na pomysł, że kupiło tanie wino. Zmieszało to z cukrem i postawiło to w paru miejscach. I ktoś ukrył po prostu (). Afera była straszna w szkole, jak to można było takie coś zrobić.
[00:20:02]
PZ: Poza tym kiedyś, ale to jeszcze nie za mojej bytności w liceum, były w szkole toalety takie... Teraz normalne są, prawda? Ale uczniowie nie mogli korzystać, tylko nauczyciele. Uczniowie korzystali, taki był barak z tyłu szkoły. dół. I tam oczywiście zapachy były nieszczególne. I kiedyś
P1: [Czyli taka latryna była w sumie?
PZ: Taka latryna. Zimno tam było, bo to było takie ()
P1: Ale osobna dla dziewczyn, osobna dla chłopaków?
PZ: Tak, tak osobna. Ale wspólny dół był.
P1: Czyli warunki polowe.
PZ: Polowe. I tak samo było w podstawówce. Też była latryna wybudowana nad rzeką. I w szkole nie można było korzystać z toalet. To były…
P1: Tylko dla nauczycieli.
PZ: Tak jest. I było osobne wejście w szkołach. W podstawówce nauczyciele wchodzili głównym wejściem a uczniowie bocznym wejściem przez piwnice i przez szatnie. Nie można było głównym wejściem wejść.
P1: [O rany!
PZ: [Było przestępstwo.
P2: A zdarzyło się panu, że na przykład, że wszedł pan głównym wejściem? Czy były jakieś takie momenty, kiedy uczeń mógł tam wejść, na przykład nie wiem, początek roku, czy?
PZ: To chyba na początek roku tylko, jak była ta, albo jak z rodzicem wchodził. Nie mogło się takie coś zdarzyć, bo zaraz za drzwiami stała pani woźna, która….
P1: [I odsyłała.
PZ: Odsyłała właśnie tam, gdzie jest jego miejsce. Woźna była cały czas obecna i pilnowała porządku. I właśnie do tej latryny… Paru uczniów kupiło, nie wiem, paczkę czy 2 paczki drożdży. (Paczkę wrzucili) i o.
P1: A to w sumie, takie hece wymagały pewnej wiedzy. ((śmiech))
P2: Eksperyment.
P1: No właśnie.
PZ: (Drożdże się roz(), prawda?)
P1: A było miejsce w szkole jakieś takie, które uczniowie jakoś kojarzyli, że to jest ich miejsce? W sensie, że nie wiem… Kotłownia albo szatnie? Nie, wszystko było pod nadzorem?
PZ: Tak. W szatni siedział pan woźny w liceum i pilnował, żeby powiesić palto i szybko opuścić szatnię.
P1: Groźny był?
PZ: Słucham?
P1: Groźny był, tak bardziej po stronie nauczycieli czy uczniów?
PZ: (0.3) Groźny był. A w ogóle chciałem powiedzieć, że wymyślili koncerty. I w podstawówce VII, VIII klasa były koncerty. Przyjeżdżała, przyjeżdżali z Filharmonii z Lublina, jakiś tam muzycy i dawali koncerty. I nikt na to nie chciał chodzić.
P1: Na terenie szkoły tak? Pewnie na sali gimnastycznej.
PZ: Na terenie. Nikt na to nie chciał chodzić, bo to już było po zajęciach. Trzeba było w szkole zostać, więc każdy chciał uciekać. Więc oczywiście szatnie były pozamykane. I…
P1: I ubrania też.
PZ: I ubrania też.
P1: Pod kluczem.
PZ: Tak. Ludzie wpadali na pomysł, że godzinę wcześniej na przerwie wzięli ubranie, poupychali w ławkę. Ale nie zawsze się udało. Nauczyciele przymykali oczy. Inni po prostu kazali to wynieść do szatni, więc trzeba było siedzieć. A w liceum to było tak, że jak się z panem woźnym dobrze żyło, no to można było szybciutko, podał to palto i zamykał później. Ale trzeba być w IV klasie. W III to jeszcze nie. „Wy gówniary macie iść na to”. Koncert był strasznie nudny, bo to…
P1: Jakaś muzyka poważna?
PZ: Tak. Jakiś tam przyjeżdżał, klasyka coś grał na jakieś tam wiolonczeli. A potem śpiewał. Nudne było strasznie. No ale trzeba było na to chodzić. Nikt tego nie lubił.
P1: A uczniowie mieli jakieś własne upodobania muzyczne?
PZ: Ta::k.
P1: Że wokół muzyki się coś między uczniami działo, że nie wiem, wymienianie się płytami?
PZ: Znaczy, z moich znajomych to mało kto miał adapter. Bo adapter był drogi.
P1: Jasne.
PZ: A magnetofon to już…
P1: [A chodziło się do kogoś, tak żeby posłuchać, czy?
PZ: Tak, tak. Ale to Beatlesi, prawda, byli. Byli Breakouci, pamiętam. Ja miałem płytę, kolegę. Chodziło się i słuchało. Ale to, jakoś tak. Nie było do tego… Może w Warszawie był większy dostęp. A u nas to takiego dostępu nie było. Można było płyty… Był sklep z płytami, ale to były takie płyty - muzyka poważna, jakieś tam, opery, Mazowsze, Śląsk. A jak się pojawiły takie płyty typu, nie wiem, no (0.2) młodzieżowe, to od razu było ich mało i tam po znajomości były.
[00:25:04]
PZ: Można było kupić płyty, >pocztówki dźwiękowe. Pamięta pani P1: Tak, moja babcia je mała.
PZ: To były na rynku, były produkowane. To było tanie i:... Jakość to była różna, ale już był jakiś dostęp. A tak to, to…
P1: A były jakieś wycieczki szkolne?
PZ: Były. Wycieczki szkolne były. Zawsze co roku była. W podstawówce to była chyba VII, VIII klasa. Czy w VI to nie pamiętam. Były wycieczki albo nad morze, albo w góry, do Warszawy. To były takie 3 dniowe wycieczki. () do Poznania. Natomiast były wycieczki do Warszawy. Do Warszawy jednodniowe. Jechało się pociągiem.
P1: Dobrze pan wspomina tę wycieczkę?
PZ: Fajnie było.
P1: Bo to był pierwszy pana pobyt w Warszawie, tak, czy?
PZ: Nie::. Z rodzicami jeździłem (do Warszawy). Wtedy Warszawa była zburzona. Było jeszcze bardzo dużo ruin. Tramwaje takie jeździły (). (Na filmach takich okupacyjnych), drewniane jeździły. Się jechało pociągiem. Jechało się rano do Warszawy pociągiem. Znaczy, rodzice moi, głównie, jak jechali do Warszawy to jechali na bazar, żeby coś kupić do ubrania.
P1: Jasne. Na który się bazar wtedy jeździło?
PZ: Różyckiego.
P1: Różyckiego.
PZ: Różyckiego. A nieraz małe place, były nieraz… (Taka wycieczka była), taka z pracy. Tam było zwiedzanie Warszawy, wyjazd do teatru był, jakaś tam sztuka. A to rzadko było. Natomiast takie pociągi chodziły to parowóz. Wtedy parowóz ciągnął. Jeden pociąg był rano. Wieczorem był drugi. Natomiast te wycieczki 3 dniowe to były autokarem. Szkoła wynajmowała autokar. Spało się oczywiście w schroniskach szkolnych, czyli w sali gimnastycznej jakiejś tam szkoły na materacach. To fajnie było, bardzo fajnie.
P1: Dobrze pan to wspomina?
PZ: Pewno, pewno. Super te wycieczki były. No i w liceum były też wycieczki. Ale to już byliśmy więksi. Do szkoły przyjeżdżały, tak, teatrzyki dziecięce, takie kukiełkowe. Wszyscy szli na ten teatrzyk, to było, to wszystkim podobało. To było bardzo rzadko. Nieraz były filmy dla dzieci. Tam w szkole płótno rozwieszano. I tam wszyscy przychodzili. Chyba tyle (z rozrywek).
P2: A jak ktoś właśnie przyjeżdżał do szkoły, na przykład te teatrzyki kukiełkowe czy kino, to gdzie były pokazywane te przedstawienia? Były na sali gimnastycznej?
PZ: Tak, na sali gimnastycznej. Sala gimnastyczna była taką salą, gdzie wszystko się odbywało. Występy, zabawy choinkowe…
P1: Takie zbiorowe.
PZ: Rozpoczęcie roku, zakończenie roku. (0.1) Apele takie bardzo ważne. No to tam wszystko na sali gimnastycznej. Bo w liceum apele takie cotygodniowe. Były zawsze co tydzień. Chyba w poniedziałek był apel. To był na korytarzu. Klasy stały. Tam pani dyrektor mówiła coś, właśnie jaki był apel. Ktoś tam wystąpił. I później do klasy.
P1: A na przerwach co się działo? Cały czas były te spacery?
PZ: W podstawówce tak. W liceum to już nie. W liceum
P1: [A w ogóle dało się pogadać na takich przerwach z tym spacerem?
PZ: To nie, to się rozmawiało, już tam... Najgorzej było, najbardziej taki terror to były te lata ‘60-‘65, ‘66. A później to już trochę też nauczyciele (odpuszczali).
P1: Tak? Ale to było odczuwalne tak, że tak jakoś popuszczono trochę?
PZ: Tak. Historia. W liceum miałem taką panią z historii, która mówiła na zajęciach, takie… Że 3 razy musiała historii się uczyć. Przed wojną. Ona kończyła przed wojną szkołę. Później na studiach w latach… tam koniec 40., 50. No i później, później… Już wtedy była ta historia lat 50. Nie wiem, czy pani widziała ten podręcznik.
P1: Nie, nie.
PZ: (0.1) Ja mam taki podręcznik. Syn ode mnie wziął. Świetny podręcznik. (). Później tam klasa chłopska czasów Jagiełły, świadoma::…
[00:30:03]
P1: A, czyli nauczyciele robili takie, no nie wiem, mrugnięcia okiem w stronę uczniów, czy nie?
PZ: W podstawówce to chyba nie.
P1: W podstawówce nie.
PZ: Za małe dzieci były. Natomiast w liceum . Tam potrafiliśmy zadawać trudne pytania. No bo przecież wszyscy słuchali w domu Radia Wolna Europa, Głos Ameryki.
P1: I się pytało w klasie, tak?
PZ: [No::, były nieraz takie trudne pytania.
P1: A rodzice jakoś próbowali korygować coś, czegoś zaznaczać własny stosunek?
PZ: Nie::! No ja miałem od początku świadomość, że to, co jest to jest bzdura, tylko nie wolno tego było mówić…
P1: [W szkole.
PZ: Ani nikomu obcemu.
P1: I rodzice to mówili?
PZ: Tak.
P1: [Ale w domu się mówiło przy dzieciach głośno, że?
PZ: Tak.
P1: Ja wiem z relacji mojego teścia, że u nich w domu się nie rozmawiało przy dzieciach, żeby one nie wyniosły z domu.
PZ: Nie. Ja wiedziałem, że nie mogę nic powiedzieć to, co było w domu mówione. A () moi wujkowie, co podczas I wojny światowej (byli), więc wiedziałem, jak było naprawdę przed wojną. Mój dziadek tam zginął. Rosjanie go zabili. Znaczy, nie wiadomo, co się z nim stało. Dostał się do niewoli rosyjskiej i przepadł. I do tej pory go nie znaleźliśmy. Więc było mówione: jak to Rosjanie. Było wiadomo, co to jest Katyń. I jak wyglądała wojna taka sama jak teraz. Trochę denerwuje, jak się mówi o tych żołnierzach wyklętych. Wtedy… Nawet obojętnie w jakim czasie, trzeba mówić o tym. Ale tata mi zawsze mówił, że to nie żołnierze wyklęci, tylko przeklęci, bo jak oni tam na wsi, to mówili, przychodzili różni z lasu właśnie w tych, znaczy tych z NSZ-tu, po wojnie, prawda? I nie patrzyli, czy tam jest biednie rolnikowi, dobrze czy źle, czy nie ma, co do garnka włożyć, zabierali wszystko, jeszcze potrafili potłuc go. To nie jest tak, jak powinno być. Zresztą teraz też jest tak. Niedawno, chyba w tamtym roku, czy 2 lata temu, odsłonili podłukawski pomnik, że żołnierze NSZ-tu zatrzymali pociąg i tam z żołnierzami rosyjskimi. I to bohaterowie. A ci głównie w pracy tam ludzie, którzy ich rodziny tam chodzą, jeszcze żyją, to mówią to wcale nieprawda, tam. Oni chcieli go zatrzymać, postrzelali. Tamci odpowiedzieli ogniem. Oni uciekli. Im nic nie było. I wtedy była historia zakłamywana i teraz. O! Więc tak…
P1: Tylko inaczej.
PZ: Tylko inaczej, inaczej, no właśnie. Mama zawsze opowiadała, jak to wyglądało, obrona Twierdzy Brzeskiej w ‘39 roku, jak tam Rosjanie wkroczyli. I jak wyglądali.
P1: A uczniowie się wymieniali czy dyskutowali jakby między sobą o takich kwestiach wyniesionych z domu? No bo rozumiem, że na forum klasy nie można było wyskoczyć z czymś.
PZ: [To znaczy, w liceum, ta::k. Rozmawialiśmy, bo tam mieli koledzy różne… Ich rodzice i ich wujkowie mieli różne takie sytuacje w tym czasie. I po prostu mówiliśmy. Mojego kolegi . Bo on był w ogóle w AK, czy tam w wywiadzie AK był. I: później zmienił nazwisko, zmienił tożsamość. Wyjechał na Ziemie Odzyskane i w ogóle…
P1: [Zatarł ślady.
PZ: I do śmierci się nie ujawnił, tym kim był naprawdę, bo się bał, że go, że coś mu się stanie.
P2: (0.2) A jeżeli chodzi o kolegów, to na przykład było tak, że rodzice zabraniali się panu na przykład z kimś kolegować, mówili „O, tutaj…”?
PZ: Nie. Nie ingerowali tak mocno. To było normalne, wtedy wszyscy się znali. Wiedzieli mniej więcej kto jest kto.
P1: A w klasie A, jak pan sądzi, jak było?
PZ: Myślę, że oni to tam w swoim środowisku spotykali. Co prawda ci ludzie później za wiele nie osiągnęli. Też jednostki poszły na studia. Reszta skończyła w miasteczku, w tym, w którym się wychowała.
[00:35:04]
PZ: No ale się uważali za lepszych.
P2: A, właśnie, jak były te klasy to na przykład zdarzało się, że nauczyciele mówili: „A bo wy się nie uczycie, a ta klasa B to się tam uczy lepiej”, czy nie?
PZ: No tak. Zawsze. Jak było na zakończenie roku i podsumowanie, to zawsze dyrekcja mówiła że ta klasa ma takie efekty, że się rozwijają, że jakieś nagrody dostawali. A tu nic, nic..
P2: I jak to państwo odczuwali wtedy?
PZ: Nam było wszystko jedno.
P1: Draśnięta ambicja czy nie?
PZ: Nie. Myślę, że nie. To znaczy, (0.3) później może ja trochę, ja nie wiem, ale później jak dostałem się już na studia, politechnikę, to jak przyjeżdżałem do Łukowa to, to w czapce z politechniki. Choć był mróz to właśnie zobaczcie, to właśnie tu zostaliście, byliście niby tacy lepsi. A ja z tej gorszej klasy, a chodzę w czapce, a wy… A dla was niestety za wysokie progi.
P1: Rodzina pewnie była bardzo z pana dumna?
PZ: O tak! Tata powiedział, że się nigdy nie spodziewał, że na studia się dostanę i że na studia pójdę. Bo byłem pierwszy z jego rodziny i z rodziny mamy, który poszedł na studia.
P1: O rany…
P2: A ktoś pana motywował właśnie do tego, żeby pójść na studia, czy to była pana zupełnie indywidualna decyzja?
PZ: Mama mi zawsze mówi: „Musisz się uczyć, musisz się uczyć”. A później to już chciałem.
P1: [Ale nie mówiła musi pan pójść na studia prawda? Znaczy to jakby…
PZ: Ona może tak myślała sobie, bo to… Bo wtedy wystarczyło, jak ktoś skończył liceum, to była jakaś tam praca.
P1: No właśnie.
PZ: Nie było tak, ale… No ale pytali mnie, czy chcę. Ja powiedziałem, że chcę. W ogóle to miałem iść na Akademię Medyczną, bo byłem bardzo dobry z biologii, z chemii, z fizyki i z matematyki.
P1: Ale to było takie pana marzenie, czy?
PZ: No wszyscy mówili, że lekarz…
P1: [Lekarz w rodzinie.
PZ: () Mama mówi lekarz w rodzinie, ho ho ho. W każdym razie (). I ja nawet się do tego przygotowywałem. Ale po III klasie liceum byłem najlepszy w szkole z fizyki i... No i szkoła dostała jedno miejsce na tego… Obóz młodych fizyków w Lublinie na UMCS na Wydziale Fizyki.
P1: I to już uczelnia organizowała?
PZ: Tak. No i oni finansowali. No i mnie wytypowali. To był mój pierwszy w życiu obóz, bo nigdy nie miałem prawa pojechać. I pojechałem. No i tak mi się podobało na tym Wydziale Fizyki, że stwierdziłem, że do żadnej więcej nie idę, tylko do politechniki. ()
P1: I co pan skończył?
PZ: Politechnikę Warszawską. Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych.
P1: Robotykę, o której rozmawialiśmy.
PZ: Nie::, robotyka to jest na Mechatronice… To kiedyś był… Mechanika precyzyjna. I też teraz każdy jak idzie na studia, to wie gdzie idzie, jakie są, prawda? Ja nie miałem pojęcia, czym to się różni. No ta mechanika technologiczna to takich rodziców znajomych córka poszła. To tam mówiła, że ona miała wtedy pół roku, na 1 roku, pół roku praca (w fabryce przy tokarniach). Mówię: nie bardzo. Mechanika precyzyjna to znowu zegarki. Nie miałem pojęcia. Ale samochody to wtedy fajnie brzmiały, prawda. No i na te (studia) poszedłem i nie żałuję. Fajnie było. No i właśnie. (O co) pani zapytała? (0.1) A i właśnie i wróciłem z obozu, powiedziałem na () nie idę. No i wtedy były w IV klasie, były fakultety. Się wybierało fakultety. () pójdę na biologiczno-chemiczne, no bo to miałem iść na medycynę (). Ale wybrałem matematyczno-fizyczny, więc się na mnie strasznie wkurzył, obraził się na mnie. Jak to? Nie, ja idę na politechnikę, to ().
P1: A przyszedł pan pochwalić się w szkole nauczycielom, czy, no bo to chyba?
PZ: Tak. To znaczy nie, każdy miał…
P1: [Jak się pan dostał na studia.
PZ: Każdy miał tam potwierdzić, gdzie się tam dostał na studia, na jaki kierunek.
P1: A czyli szkoła dostawała oficjalne informacje, tak?
PZ: Tak. Bo wtedy to wszystkie sprawy załatwiała szkoła. Nie było tak, że jak teraz uczeń sam wszystko załatwia. Była gdzieś tam rejonizacja. Jak ja mieszkałem w województwie lubelskim. Jeśli bym chciał iść na medycynę, mógłbym iść tylko do Lublina.
[00:40:02]
PZ: Jeśli bym chciał iść na uniwersytet to tylko do Lublina. Nie wolno iść. To była rejonizacja. Uczeń (mógł) pójść poza województwo na taką uczelnię, której nie…
P1: [Nie ma na terenie województwa.
PZ: Nie było. Nie było politechniki. Ja szedłem na politechnikę, więc miałem prawo iść do tego. Wtedy się zgłaszało do szkoły. Szkoła wypełniała dokumenty.
P1: A i ona wysyłała, tak, teczkę?
PZ: [Tak, na uczelnię. I później i później ja nawet nie widziałem świadectwa maturalnego dlatego, że szkoła wysyłała świadectwa. Tylko się do szkoły szło, podpisywało się tam w księdze absolwentów. Nawet się nie podpisałem. Tatuś się podpisał za mnie, bo ja w tym czasie byłem na kursie przygotowawczym już. Nie chciało mi się przyjeżdżać. I dopiero dostałem świadectwo do ręki jak skończyłem studia. ((wesoło)) I wtedy można było składać tylko na jedną uczelnię.
P1: I informacja o wynikach też przez szkołę, tak, że się pan dostał na politechnikę?
PZ: Nie. Ale oni byli chyba informowani, bo każdy dostawał taką karteczkę, gdzie się dostał na studia i czy ma stypendium, czy nie ma stypendium.
P1: I pan mówił, że z pana klasy tylko 3 osoby, tak, dobrze pamiętam?
PZ: To znaczy tak, z podstawówki.
P1: Z podstawówki.
PZ: A z liceum to tak dostało się może… Do Warszawy poszło z mojej klasy z liceum… (0.2) Muszę policzyć… Ja, koleżanka. >Może z 5 osób. <
P1: Niedużo.
PZ: Na trzydzieści parę. Ale część poszła do Lublina, część poszła do Siedlec. W Siedlcach była wtedy Wyższa Szkoła Rolniczo-Pedagogiczna. Do Warszawy się było ciężko dostać. Było tak, na politechnikę było, (na mój wydział) 4, 5 osób na jedno miejsce. Niecałe, chyba 4, 5 na jedno miejsce.
P1: A pan może mieszkał w tym akademiku przy Placu Narutowicza?
PZ: Tak.
P1: Bo ja stamtąd. ((śmiech))
PZ: Tak?
P1: Się tam urodziłam przy Placu.
PZ: Tak?
P1: No.
PZ: Ja mieszkałem.
P1: Ten akademik jeszcze za czasów mojego dzieciństwa miał taką wesołą sławę. ((śmiech)) Tam się często jakieś imprezy odbywały. Muzyka szła na cały Plac.
PZ: Tak. no były imprezy, były ciekawe imprezy. Zawsze jak była sesja, to ktoś zdał egzamin, no to była, robił libację, prawda?
P1: No tak.
PZ: Inni się uczyli, inni się bawili. A to kto by pomyślał kto tam. Tam taka studnia jest, prawda?
P1: Tak.
PZ: Taka w tym (rzucie) w akademiku jest taka studnia. Ona wtedy była asfaltem wylana i tam pan…
P1: [Tak, jak moje podwórko, bo ja po drugiej stronie Placu. I też miałam podwórko wylane asfaltem.
PZ: A były trochę niższe te budynki. I tam były z klombami, z trawnikami. I tam się dziewczyny uczyły. To były żeńskie akademiki. Więc chłopaki z tego dużego w woreczki takie plastikowe nalewali wodę i rzucali. A w tym placu wewnętrznym, to ten palacz miał taką taczkę, pamiętam, strasznie skrzypiało to koło. I on w nocy wywoził ten żużel z kotłowni i tak strasznie hałasował. I jeszcze coś tam wrzeszczał. Więc studenci tam krzyczeli na niego, też na niego rzucali woreczki z wodą, żeby nie hałasował. Fajny był akademik. Było fajne życie. No, 5 lat mieszkałem w tym akademiku.
P1: A co pan najintensywniej, tak jakby, wspomina: studia czy liceum czy szkołę podstawową jako takie, nie wiem, doświadczenie edukacyjne?
PZ: Studia.
P1: Studia.
PZ: Studia, bo tak było dużo nauki, to fakt. Ale z małego miasta przyjechałem do dużego miasta. Do kina można było sobie pójść, do teatru.
P1: No i wolność, nie? Żadna trójka rodzicielska nie ściga. ((śmiech))
PZ: Tylko na politechnice ta wolność… Nie było bardzo możliwości z niej korzystać, bo było tyle zajęć. Jeszcze projekty w domu trzeba było robić, rysować, sprawozdania, liczyć. A zajęcia były w sobotę.
P1: No tak.
PZ: Na I roku jeszcze były w sobotę, tylko w sobotę wcześniej się kończyły. A później chyba jedna sobota w miesiącu była wolna. To tylko jedna, prawda? A prace przejściowe… To żona kończyła Uniwersytet Warszawski, to ona miała dużo mniej roboty niż ja.
P1: No ja wiem. Wszystkie osoby po politechnice zawsze mówią, że ci z uniwerku w ogóle nie wiedzą, czym są studia. ((śmiech))
[00:45:00]
P2: A były jakieś praktyki robotnicze jeszcze dodatkowo?
PZ: Oj, były. Jak się dostało na studia, to trzeba było iść na praktykę robotniczą na jeden miesiąc. I: to politechnika wyznaczała. My byliśmy na . Tam było przedsiębiorstwo robót inżynieryjno-elektrycznych. Jakieś kable musieliśmy kłaść. Najlepiej, że dali nam takie buty drewniane, jakieś takie kombinezony robotnicze, kaski. (Rozdali). No i poszliśmy tam z łopatami. Taki baraczek podjechał, () barakowóz na kółkach. Kawę nam przywozili taką czarną, gorzką na drugie śniadanie. I tam kopaliśmy te doły, takie kanały. Tam kładliśmy te kable takie grube. I pewnego dnia . Tak nam się, obijamy się, no::. Co tam mówić. I tak, podchodzi taka pani z chłopczykiem. Mówi: „Widzisz synku, ucz się, bo jak się nie będziesz uczył, to jak ci panowie tak ciężko (będziesz) pracował”. A my mówimy: „Proszę panią, a my się właśnie uczyliśmy. Jesteśmy studenci”. Nie uwierzyła. Trochę się wkurzyliśmy. Do tego naszego opiekuna praktyk mówimy: „Tak nie może być”. A innego dnia podchodzi 2 takich mięśniaków i pytają za co my siedzimy, bo myśleli, że więźniowie, tacy młodzi ()
P1: [Do tego wszyscy w podobnym wieku, nie, to budzi po prostu podejrzenie. ((śmiech))
PZ: No i od następnego razu przynosiliśmy, on taki załatwił na uczelni, taki baner na dykcie było napisane: „Praktyki studenckie, Wydział SI, Politechnika Warszawska”. Dał nam naklejki na hełm, na te kaski, że to politechnika. No i już (przestali się czepiać).
P2: A w podstawówce na przykład były jakieś prace społeczne takie, że?
PZ: TAK! Właśnie w podstawówce było tak, że mieliśmy, jako szkoła mieliśmy pod opieką park miejski. I każda klasa miała tam wyznaczony…
P1: [Każda szkoła miała jakiś, tam coś?
PZ: Tak, tak. I my chodziliśmy, na przykład na godzinie wychowawczej albo >grabiliśmy liście<.
P1: W czynie społecznym.
PZ: Tak w czynie społecznym. I… (0.2) Po tamtym…
P1: [A jak to, pan pamięta jako uczeń, nie wiem, dzieci były jakby przekonane do tego, czy po prostu się szło z obowiązku jak do…?
PZ: Z obowiązku. Każdy unikał jak tylko mógł. W liceum to na biologii pan kazał. Miał taki niby ogródek doświadczalny. I kazał tam a to jakieś zielsko wyrywać, a to kazał nam coś tam (0.) siać czy sadzić. Kiedyś pamiętam kazał nam kapustę sadzić czy kalafiory. To (sadziliśmy korzonkami do góry).
P1: Przyjęły się? ((śmiech))
PZ: Nie wiem. (Była awantura)
P2: No właśnie, a jak była awantura to, jak to wyglądało? Był jakiś apel, czy po prostu pogadanka?
P1: No właśnie, mhm.
PZ: Jak była awantura, to na ogół na środku klasy albo nauczyciel, albo wychowawca delikwenta zmieszał z błotem i już. On się popłakał. Dostał jakiś tam, (linijką). Nakrzyczał, że idiota, że głupek. Ale normalne.
P1: A jak pan wspomina teraz te kary, tak z perspektywy czasu? Jako, nie wiem, przemoc, czy po prostu element ówczesnego życia szkolnego?
PZ: Tak, element ówczesnego życia szkolnego. No ja raz podpadłem. Może o tym nie powinienem mówić. No, ale powiem.
P1: Będzie pan to mógł jeszcze zautoryzować, jakby co.
PZ: Nie. To nic wielkiego. Było tak, że na lekcji biologii pani coś tam kazała rysować w zeszycie, obra, rysunki ołówkiem. Ja oczywiście zapomniałem ołówka i rysowałem, rysowałem długopisem. Pani na mnie krzyczała. Kazała mi wyjąć ołówek. Ja dalej nie miałem, więc dalej rysowałem. Więc podeszła do mnie i mnie za uszy tak szarpała. Płakałem. I wygoniła mnie z klasy. No to ja poszedłem do dyrektora szkoły i mówię. Mówi, co się stało, że ja płaczę.
[00:50:00]
PZ: A ja mówię, że pani mnie pobiła, poszarpała za uszy. Ja choruję na uszy. A w państwie socjalistycznym to się nie powinno dzieci bić, kar cielesnych nie ma. Się naskarżyłem na tą panią. Afera wybuchła straszna, panią dyrektor wezwał. To był dyrektor…
P1: [A ile pan miał wtedy lat, przepraszam?
PZ: ((westchnienie)) V klasa była.
P1: V klasa, mhm.
PZ: Mały byłem. Oczywiście moich rodziców wezwali tam. No i, no i do końca szkoły podstawowej… Nie! Ale na pewno przez pierwsze te 2 lata to musiałem się tak strasznie z tej biologii uczyć i miałem tylko 3. Pani (.) mnie (.) pamiętała.
P1: Skreśliła.
PZ: Ta::k. I mnie zawsze odpytywała. Tylko na 3 mogłem odpowiedzieć. Sprawdzała dokładnie. Musiałem strasznie pracować. Nic na tym nie wygrałem. No ale była sensacja, że uczeń się poskarżył na nauczyciela, jako jedyny w szkole. Teraz to jest normalne, prawda?
P1: Oj tak.
PZ: No właśnie. A wtedy to było. Na mnie jeszcze rodzice nakrzyczeli, jak ja mogłem takie rzeczy zrobić. Nie wiem, uznałem, że niesłusznie mnie karze. (Nie miałem tego ołówka), no to () rysowałem.
P1: A zdarzali się jeszcze wtedy… Nie! Pan mówił o rusycystce, jacyś nauczyciele przedwojenni w szkole?
PZ: Ta::k.
P1: A niech mi pan powie, jak się ich traktowało? Bo ja znam takie relacje, że ci nauczyciele przedwojenni mieli taką estymę wśród uczniów.
PZ: Tak, mieli klasę swoją. Znaczy, w tym sensie, że byli inni, prawda?
P1: No właśnie że ich się jakoś traktowało szczególnie.
PZ: Tak. Byli, mieli inne podejście do uczniów…
P1: A na czym ono polegało, jak pan myśli? Może to była…
PZ: Byli bardziej ciepli w stosunku do uczniów.
P1: Tak?
PZ: Tak. (0.2) No bo to było…
P1: A myśli pan, że to było związane jakby z innymi metodami czy wiekiem?
PZ: Może i wiekiem. Bo to starsi inaczej patrzą, prawda? Ale byli tacy inni. W liceum był (.) taki (.) pan. On mnie akurat nie uczył. On uczył polskiego i francuskiego w innych klasach. Ale wszyscy go traktowali z wielkim szacunkiem. On był… Jego takie powiedzonko, zawsze było do ucznia mówił: „Bardzo dobrze, dostatecznie, nie rozumiem”. No już umarł. Ale był bardzo, bardzo taki. Wszyscy go traktowali z szacunkiem. „Panie profesorze”. A:: tamci to byli normalni. Młodzi to też mieli małe dzieci, rodziny. Może byli bardziej znerwicowani. A ci byli już tacy spokojni, wyciszeni.
P2: A mam pytanie, jeżeli chodzi o uczniów, to była na przykład możliwość zmiany klasy z A na B, czy z B na C, czy raczej nie było zmian już takich, jak się przechodziło?
PZ: Było z A na przykład na C czy na B. Ale do A to…
P2: Już nie.
PZ: O nie. To była przepaść. To nie było takiej możliwości, (żeby ją) pokonać.
P2: A na przykład osoby, które nie zdały z wyższych roczników i do państwa przychodziły, zdarzały się takie?
PZ: Ta:k. Byli drugoklasiści. Zawsze parę osób nie zdało. To, to na ogół chodzili albo do nas, albo do klasy B. Do A to nie pamiętam. ()
P1: [Próbowali rządzić w klasie jako starsi?
PZ: Słucham?
P1: Próbowali rządzić w klasie jako starsi, czy?
PZ: (0.1) No ta:k. No zawsze. Młodzież była wtedy bardziej (wystraszona), o tak bym powiedział. Bo jak ktoś, ktoś był takim: łobuzem to go ze szkoły przenoszono do OHP-u. I już tam…
P1: Co to było?
PZ: Ochotnicze Hufce Pracy.
P1: A::ha…
PZ: I tam była szkoła podstawowa. I tam były jakieś tam zawodówki przyzakładowe. Więc tam się.
P1: Ale rozumiem, że to już po prostu była (.) deklasacja.
PZ: No tak.
P1: Wyrok w sumie.
PZ: No już tam stamtąd nie wybił się nigdzie. Tylko albo zawodówka, albo nic nie skończył.
P1: A łatwo było wylecieć ze szkoły, jak pan myśli? I tak nie wiem głównie za nieposłuszeństwo z takich powodów wychowawczych czy raczej za naukę?
PZ: Raczej za naukę. Ktoś nie chciał się uczyć i tam parę razy, 2 razy nie zdał, to go…
P2: (Wywali.)
PZ: Albo jeszcze mogli przenieść do szkoły na wieś.
[00:55:00]
PZ: Tam był bardzo niski poziom na wsi. Tam by sobie poradził. Ktoś był ciepły to sugerowali rodzicom zabrać go do szkoły tam i tam. (Zawieźć, przewieźć). On sobie tam poradzi.
P1: A to się często zdarzało w klasie? Nie wiem, u pana się zdarzyło, że ktoś?
PZ: Nie pamiętam.
P1: Nie pamięta pan.
PZ: Pamiętam w liceum jednego kolegę wyrzucili. Ale to nikt nie wiedział, nie chciał nam powiedzieć, dlaczego tak robi. Bo w I klasie liceum był nawet dobrym uczniem, średnim był, prawda. A w II klasie nie wiem, czy się z posprzeczał. Było zawsze pytanie, kto jest nieprzygotowany, to on: „Ja jestem nieprzygotowany”. „Lekcje odrobiłeś?”. „Nie”. „To dwója”.
P1: A:: Czyli ostentacja.
PZ: Ostentacja. Ale on miał lekcje. Dojechał tak chyba do końca roku. Dostał oczywiście ileś tam dwój i wyrzucili ze szkoły.
P1: A nie wie pan, dlaczego się tak zachowywał?
PZ: Nikt nie wiedział. Nikt nie wiedział. Nie chciał nam w ogóle powiedzieć.
P1: Nie wiem, chciał na złość zrobić rodzicom?
PZ: Chyba tak. Bo wtedy jeszcze była taka możliwość, że jak ktoś, no nie radził sobie y:: w liceum w jednym, to było wieczorowe. No i tam można było się przenieść. Rodzice mogli go przenieść. Ale to, to dlatego nic nie robił. Przychodził na zajęcia oczywiście. Zawsze był nieprzygotowany. „Nie zrobiłem, nie wiem”. Skończyło się. A w liceum to w kącie nie stawiali, od razu wyrzucali. No i (żebyśmy nie rozrabiali) to rozsadzali. Y:: Chłopak z dziewczyną musiał siedzieć.
P1: I jak to było postrzegane? Kara?
PZ: Nie, no to po prostu rozsadzili nas i koniec. Nie było dyskusji. Wskazywali kto z kim ma siedzieć, w której ławce i już.
P2: No właśnie, jeżeli chodzi o samą klasę, było na przykład tak, że nie wiem, pierwsze ławki były dla lepszych uczniów a ostatnie dla gorszych, czy to bez różnicy?
PZ: Tak się, tak się spontanicznie działo, że ci którzy chcieli coś usłyszeć i chcieli się uczyć, to siadali w pierwszych ławkach. A ci którzy nic nie chcieli, to siadali sobie na końcu. Oni tam sobie że się uczą. To było naturalne. Tak, że wiadomo, że ci w pierwszych to siedzą ci ,co chcą coś osiągnąć a reszta tam z tyłu. A bywało tak, że na niektórych przedmiotach to nauczyciele wskazali: „Tutaj siadasz ty, tutaj ty”. Wskazywali miejsce. Tak ma być do końca roku. I tak.
P2: I tak trzeba było siedzieć.
P1: A gazetki szkolne (.) były?
PZ: Były, propagandowe takie, trzeba było ładnie robić.
P1: I co tydzień była nowa, czy pamięta pan to?
PZ: Nie pamiętam. A to zawsze dziewczyny dostawały do roboty gazetki.
P1: Tak?
PZ: Tak.
P1: Chłopaki nie?
PZ: Nie.
P1: A kto decydował o ich temacie, nauczyciel, czy?
PZ: Nauczyciel. Bo to były. Było tak, no jak Rewolucja Październikowa, gazetkę trzeba zrobić. Nie wiem… Dzień Wojska Polskiego, gazetkę trzeba zrobić. Rocznicowe różne.
P1: A jak pan myśli, dlaczego dziewczyny akurat, że bardziej posłuszne, czy?
PZ: Były bardziej . Miały chyba więcej predyspozycji do , do wycinania. Chłopaki tylko pomagali tam listewki przybić. ()
P2: No właśnie a jak to było z samymi świętami w szkole? Były jakieś takie kluczowe święta, które były y:: celebrowane w szkole, czy?
PZ: Rewolucji Październikowej, 1 Maja.
P1: 1 Maja i Rewolucja.
PZ: 22 lipiec to akurat były wakacje, więc nie można było celebrować. A Rewolucja była zawsze. Zjazd partii o::.. Zjazdy partii… To były zawsze w czasie specjalny apel, jakieś tam… Była, było wychowanie obywatelskie, był taki przedmiot. I jak były zjazdy jakiejś tam partii to nauczyciele musieli nauczyć tam opowiadać jak to, o czym to będzie w ogóle ten zjazd. Nas to nie interesowało w ogóle.
P2: A jak wyglądało świętowanie Rewolucji Październikowej? To był apel jakiś, gazetka?
PZ: Ta:k, to były gazetki w sa, w klasach i był apel uroczysty. Więc tam jeśli ten. I tam grupa młodzieży przygotowywała jakiś tam referat na temat Rewolucji. Oczywiście jak był ten temat, trzeba było w czerwonym krawacie przyjść, na galowo. Pieśni wszyscy musieli śpiewać, Międzynarodówkę. Jakieś tam wiersze . O tak.
P1: A dyżurni byli?
[01:00:01]
PZ: Byli dyżurni w klasie. Dyżurni mieli za zadanie wytrzeć tablice gdzie była kreda, była gąbka. Trzeba papierki na podłodze pozbierać i dopilnować, żeby wszyscy opuścili klasę na czas przerwy.
P1: A musieli donosić na kolegów niegrzecznych? Bo u mnie to trzeba było. ((śmiech))
PZ: Nie przypominam sobie, żeby takie było wymaganie. Może, ale chyba nie. Każdy musiał być dyżurnym. Chyba się skarżyli, jak ktoś nie chciał klasy opuścić, o::. „A Jasiu nie chce wyjść na przerwę”. A tak to nie. A jak były tylko tam… chemia czy biologia, to musieli te preparaty powystawiać na ławkach, później posprzątać. No, taka tam pomoc.
P1: A jeszcze chciałam pana spytać o taką rzecz, bo myślę, że we współczesnej szkole to jest jakiś istotny aspekt, ale właśnie nie wiem, jak było w latach 60. Czy na przykład kwestia tego, jakby co rodzina danego ucznia ma, w sensie, nie wiem: adapter albo telewizor, to jakoś ustawiało relacje dzieci w klasie, że się dzieci, nie wiem, porównywało pod tym kątem zamożności rodziców albo? To w ogóle było istotne dla dzieciaków?
PZ: (0.2) W mojej klasie, bo ja nie wiem, jak było w innych, na to nie (mam). Ale w mojej klasie byli raczej ludzie dość biedni, znaczy biedni, przeciętni, o. Generalnie większość z nas mieszkała w domach jednorodzinnych. Ciaśniejszych, luźniejszych. No ale były takie domki. My mieliśmy pokój z kuchnią. To był dom, który jeszcze zbudował dziadek, ojciec mojej mamy. I miał tam, no na emeryturę odchodził wojskową w ‘40 roku i miał tam mieszkać. I ten domek później… W jednej połówce mieszkaliśmy my a w drugiej połówce mieszkał mojej mamy brat. Ale wiem czy. Bez jakiś takich. >Samochodu nikt nie miał<.
P1: No tak.
PZ: Jak się pojawił samochód było ho, ho. Adapter. Nie było jakiejś takiej, że tam. Telewizor to był… Mało kto miał telewizor, więc chodziło się oglądać telewizję do kogoś. Najpierw mój wujek miał telewizor, myśmy z tatą chodzili tam oglądać do niego. Później kupiliśmy tam. Ale tam w telewizji było bardzo mało programów dla dzieci. Bo był… „Dobranocka” tylko. ()
P1: I to parę minut wtedy chyba było, nie?
PZ: Słucham?
P1: Parę minut.
PZ: Tak. To były te kukiełki. To, to był… I był, w niedzielę był „Teleranek” o 9:00 zawsze. A:: program dla… I w poniedziałek był „Zwierzyniec” dla dzieci. I tam wszyscy oglądali „Zwierzyniec”, bo zawsze były na końcu, jak pan Tuniński opowiedział o zwierzętach, to później były bajki puszczane Disneya.
P1: O:::
PZ: „Miś Yogi”. Co tam jeszcze było. „Goryl Magilla”. Coś tam jeszcze. A nieraz jakieś jak były święta to były puszczane dla dzieci „Kaczor Donald”, „Myszka Miki”. I był tylko jeden program telewizyjny, więc nie było co wybierać. A telewizja zaczynała się o 16:00 w dzień powszedni i kończyła się o 24:00.
P1: Mhm. A w ogóle, jakby w obrębie klasy pojawiały się jakieś takie produkty z Zachodu? W sensie, nie wiem, ciuchy z UNRR-y na przykład, czy? Bo wiem, że w doświadczeniu moich rodziców to jest jakoś istotne, że nie wiem, że ktoś miał jeansy skądś tam i rządził w klasie.
PZ: W podstawówce to chodziło się w fartuszkach.
P1: A fartuszkach. I to, co było pod spodem, rozumiem że.
PZ: Pod spodem było to samo. Każdy, co kupił tam. Ludzie jeździli do Warszawy na bazar, żeby coś kupić ładniejszego. Chłopcy chodzili w spodniach albo w krótkich spodniach. I były krótkie spodnie, podkolanówki albo krótkie spodnie, rajstopy.
P2: A to była na przykład jakaś różnica wieku, że raczej w młodszych klasach w krótszych spodenkach a w starszych w długich, czy bez różnicy od pory roku?
PZ: No każdy chciał w długich chodzić, się kłócił.
P1: Jak najszybciej.
PZ: Tak. Pierwsze, ta moda jeansów to dopiero po, było gdzieś pod koniec, w schyłkowej epoce Gomułki, że wtedy jakieś tam.
[01:05:04]
PZ: A to „Odry” były a nie jakieś tam jeansy. To dopiero na studiach to wtedy można było. Za Gierka to już było OK, to już były PEWEX-y, nie było problemu.
P1: A temat Zachodu się w ogóle pojawiał jakoś wśród dzieci, czy też później?
PZ: W liceum słuchaliśmy Radia Luxemburg. To były fajne przeboje. Co prawda było słabo słychać, ale tam były fajne przeboje. Każdy Zachodu nie tykał, bo praktycznie. To rosyjski był językiem, prawda, wykładowym. W liceum u nas był niemiecki, bo nie było żadnego anglisty i francuski był. Więc.
P1: A jaki był stosunek do języków, że się, nie wiem, tak postrzegało, że nie wiem, że?
PZ: Rosyjskiego nikt się nie chciał uczyć.
P1: No właśnie.
PZ: Nikt się nie chciał tego uczyć.
P1: Nie?
PZ: Nie. Nikt się tego nie chciał uczyć. Aby tylko tak tą ocenę mieć. Lekcje były nudne, podręczniki były takie nudne. W liceum mieliśmy język, dosyć właśnie, niemiecki. Ale tak się złożyło, że też nie było nauczyciela. I w I klasie uczył nas sędzia, słynny sędzia sądu, więc było mało tego niemieckiego, bo pan sędzia był ciągle zajęty, prawda? Mnóstwo spraw. Jak miał rozprawy, to (nie przychodził). Więc praktycznie nic nie umieliśmy. () Do II klasy przyszedł germanista. No i on stwierdził, że my nic nie umiemy i nas zaczął dusić, uczyć, zmuszać do nauki języka. (0.1) No i jakoś tak (.) trzeba było się uczyć. Klasówki robił. Słówek trzeba było się uczyć. I na koniec IV klasy, gdy postawił już oceny końcowe, to każdego pytał, jaką chce ocenę. Więc przede wszystkim wszyscy mówili, że 5. A 5, 4. A ja wtedy, nie wiem, stwierdziłem, że i tak nic nie umiem z tego niemieckiego, bo byłem noga jeżeli chodzi o język, powiedziałem, że ja chcę mieć 3. I to był mój najlepszy krok w życiu jak zrobiłem. Dlatego, że jak poszedłem na studia to trzeba było język kontynuować. Czyli na I roku mieliśmy rosyjski, przez jeden rok ten techniczny taki. To jeszcze OK. I każdego zapisali do grupy takiej, jakiej uczył się w liceum. Jak ja miałem 3, to mnie zapisano do kiepskiej grupy języka. A jak ktoś podał, że dostał 5, to go wpisywali do najwyższej grupy i płakał przez najbliższe 3 lata, bo był inny poziom, prawda. , tam jakiś słaby, słabizna. No to tak było. (.) A nie chciał się nikt tego rosyjskiego uczyć. (0.1) Mimo, że to jest dla nas język najłatwiejszy, prawda?
P1: Mhm. Dla Słowian.
P2: A w szkole podstawowej było na przykład jakieś przysposobienie obronne czy jakieś szkolenia takie paramilitarne, wojskowe na wypadek ataku, nie wiem?
PZ: A to był pod szkołą bunkier zrobiony. Wtedy pod szkołami robiono takie umocnione, takie schrony. Były takie drzwi. Jak się wchodziło do szatni były jedne drzwi takie ciężkie, jakieś tam cementowo-metalowe, śluza i drugie drzwi. No i tam później ta (szatnia) była tak wzmocniona. Była tak wzmocniona, że jak się pojechało palcem to się sypało wszystko. Ale było. I były takie zajęcia, nam mówiono, że jak się zachować w czasie ataku atomowego, czy, czy.... No wszędzie. Wtedy wyglądały świetnie pochody pierwszomajowe. Bo w latach jak to był ten szczyt taki właśnie wojenny, to na przykład przebierano się na pochód pierwszomajowy, to były kukły. To były kukły przebrane a to za Adenauera, a to za jakiś tam Amerykanów, którzy chcą na nas napaść, a to... To świetnie wyglądało. A to jakiś, że… () Wrogów
P1: [A kto robił te kukły?
PZ: Nie wiem, kto robił. No były takie z papieru. Tam w środku szli ludzie i tam.
P1: Ale to nie tak, że dzieci w ramach ZPT?
PZ: Nie. To dorośli. Myśmy oglądali, było fajnie. ()
P2: A w ogóle jak to też wyglądało w podstawówce, państwo np. nie wiem, bali się, że będzie wojna atomowa czy raczej: a:: coś tam sobie gadają dorośli?
P1: Jakieś głupoty, no właśnie.
PZ: Jakoś nie docierało do nas, że będzie wojna. Wtedy były takie modne jakieś takie manewry wojskowe.
[01:10:00]
PZ: I nieraz przez miasta, w których było ciemno, przechodziły jakieś kolumny wojskowe. I jak usłyszeliśmy te kolumny, dzieciaki wylatywały, machały tym żołnierzom. Wtedy żołnierze nam rzucali takie paczki sucharów wojskowych z tych racji i takie paczki sprasowane kawy. Oni takie mieli wojskowe. Cieszyli się, że dostał, była radocha straszna. A: tak. Znaczy, ludzie mieli w podświadomości okrucieństwo wojny. Bo u nas na strychu był taki duży, duża paczka zapałek i leżał worek soli. I zawsze był worek mąki.
P1: Ale na wypadek tak?
PZ: Na wypadek wojny. A i świece oczywiście.
P1: A kto to gromadził?
PZ: No rodzice zawsze.
P1: Rodzice tak?
PZ: Tak. Żona mi mówiła, że u niej jej tata zawsze suszył worek chleba, suchary. Bo oni wiedzieli, jak to jest wojna. Pamiętali doskonale ten głód. U nas zawsze była mąka, cukier. A cukier jeszcze był. Mąka, cukier, sól i zapałki i świece.
P2: Czyli wszystko co się może przydać.
PZ: Tak. Bo wodę mieliśmy ze studni. Więc jak. (.) Węgiel był. Kuchnia węglowa. Więc zawsze coś tam można było wziąć, rozpalić, ugotować. Więc tylko takie coś trzeba.
P2: A właśnie, a mówił pan, że właśnie dość skromna była ta przestrzeń, w której państwo mieszkali, to miał pan na przykład jakieś miejsce specjalne do nauki, czy raczej odrabiał pan lekcje po prostu przy, przy stole?
PZ: Odrabiałem w pokoju przy okrągłym stole. Byłem sam, rodzice byli w pracy. Więc sobie siadałem i tam było jakieś tam…
P2: Ale to nie było po prostu biurko do nauki, tylko taki stół, który też był kuchenny i?
PZ: Nie. To był pokojowy stół.
P2: A, pokojowy, tak.
PZ: Wtedy. Ja nie wiem, czy wtedy jakieś biurka były modne. Nie widziałem u moich kolegów. Każdy gdzieś tam na stole odrabiał.
P1: Na stole się.
PZ: Nie było, nie było tam biurek specjalnych. No, miałem bibliotekę, książki były. Tak, że leżały moje książki ze szkoły. I tyle. Tam biurek specjalnych nie było. Miałem lampkę swoją nocną i odrabiałem. Zawsze to długo schodziło, bo to mnóstwo zadawali (rzeczy). Teraz to mało zadają. Ale to było dużo zadawane. Z matematyki, z fizyki to było naprawdę dużo tych zadań, trzeba było porobić.
P2: I od razu pan odrabiał jak wrócił ze szkoły, czy?
PZ: Tak. Właśnie miałem taką, że wracałem ze szkoły, odrabiałem lekcje i później miałem wolne. A tak samo w soboty. Wracałem ze szkoły, odrabiałem lekcje i miałem niedzielę wolną, żeby sobie po południu gdzieś tam pójść, do kina na poranek czy tam do kolegów, (ale) miałem zrobione. Mama zapyta, „Nie:, już zrobiłem, spakowałem”. Bo tak, jakby człowiek odłożył, to później… No później rodzice przestrzegali, jak tata oglądał film, jak był film od 18 lat to miałem wyjść. Nie miałem prawa oglądać.
P1: Tak.
P2: A w ogóle pamięta pan, ma pan jakieś wspomnienia sprzed pójścia do szkoły, z dzieciństwa?
PZ: Mam. Mam mało tych wspomnień. (0.3) Moje pierwsze wspomnienie to, to dotyczy roku ’57, bo wtedy… Urodziłem się w innym miejscu. Rodzice mieszkali. Wtedy było ciężko o mieszkanie. Ten dom był jeszcze w stanie surowym. Dziadek tylko zdążył pobudować ściany i dach zrobili. Ale w ‘39 roku upadła bomba i zdmuchnęła ten dach. Więc tam były tylko gołe ściany. I jak się rodzice pobrali, to nie mieli gdzie mieszkać. Tylko u taty brata tego krawca, dał im jedno pomieszczenie takie wąskie, gdzie było i kuchnia i pokój. I tam ja się urodziłem. I tam mieszkaliśmy. Ale tam do (0.3) ‘57 roku. Ale nie pamiętam jak tam było, bo po prostu za mały byłem. I wtedy pamiętam, że z rodzicami szedłem właśnie do tego, bo to było gdzieś kilometr (dalej), do tego domu, co tam był wykańczany. I:: tam gdzie budowa była i kładli dach. I wsadzili mnie do wiadra i powiedzmy kołowrotkiem na górę mnie tam podali, żebym wszedł sobie tam na ten, na strop.
[01:15:09]
PZ: Zwykłe wiadro tam sobie trzymałem. To, to moje pierwsze. I pamiętam, że wtedy jeszcze nie było podłogi, (były) takie belki, po których chodziłem. No i później drugie wspomnienie to, gdy się przeprowadzamy i ja tam coś niosę. I rodzice taki stół nieśli do tego domu. No a później to już moja babcia. To był nasz dom. A bliżej ulicy był dom moich dziadków. I tam mieszkała, znaczy moich pradziadków. No i tam mieszkała w jednej izbie moja babcia a w drugiej mieszkał jej brat i siostra. I ja chodziłem do babci tam, jak ona jeszcze... Myśmy się pierwsi wprowadzili. Ale później tam chodziłem, u niej siedziałem w tym domu. Się bawiłem, ona tam chodziła. A później jak się przeprowadziła, jak rodzice szli do pracy, to ja właśnie chodziłem do babci. I oni z tej strony a my z drugiej. I pamiętam jeszcze, że kiedyś coś narozrabiałem, nie słuchałem się babci czy coś. I babcia powiedziała, że powie rodzicom, że jestem niegrzeczny i dostanę manto. Więc ja się przestraszyłem i… To mój telefon ((dźwięk na nagraniu)).
P2: Nie wiem, może.
PZ: Nie. No i babcia wyszła na dwór i ja się zamknąłem w jej mieszkaniu. I klucz wziąłem. No i babcia
P1: [Sprytnie.
PZ: [nie mogła wejść. Ja nie potrafiłem tego klucza włożyć, otworzyć. Tragedia. No i tam siedziałem. No i aż rodzice przyszli. Tata, mama, żebym to otworzył a ja nie wiem jak. Ale na szczęście u babci ten luft taki wysoki. Ten taki odchylany luft. Powiedzieli, żebym odsunął firankę. Tamto okno było otwarte. I tata drabinę przyniósł skądś i wszedł tam i otworzył. I wyszedłem. To jeszcze właśnie to. To pamiętam jeszcze.
P1: Było manto? Nie. Już nie.
PZ: A tego nie pamiętam. Pewnie tak.
P1: Pewnie nie.
PZ: Na pewno tak. ()
P2: A pamięta pan moment, jak się pan dowiedział, że trzeba będzie pójść do szkoły?
PZ: Ciekawość była. Chciałem do szkoły.
P1: Tak?
P2: A jakie właśnie pan miał wyobrażenia o szkole, że co będzie pana czekało?
PZ: No mama mówiła, że będę się musiał dużo uczyć. No bo ona się musiała dużo uczyć. Bardziej mnie mama tak goniła do nauki, bo tam, bo ją rodzice gonili. No chcieli, żeby ona tam skończyła. Bo ona mówiła, że rodzice mieli plany, żeby ona skończyła to gimnazjum, później liceum i poszła do biura do pracy, prawda, bo to... Wtedy liceum to wystarczyło już. Żeby przed wojną oficer mógł się ożenić z dziewczyną to musiała być panna z cenzusem, czyli musiała mieć maturę. No to już. Dziadek był wprawdzie podoficerem. No ale jak się będziesz uczyła, to oficera poznasz.
P1: Nie, w ogóle ta przedwojenna matura to jest też takie… Przedmiot estymy często w różnych relacjach.
P2: O, że przedwojenna matura.
P1: Tak, że przedwojenna matura to jest w ogóle inna kategoria dyplomów.
P2: Tak, dzisiejszy magister to…
P1: Nic.
P2: Tak.
PZ: A powiem pani, niedawno czytałem, (na) którymś z portali, wypowiadał się nauczyciel matematyki z Warszawy, który uczy w liceum warszawskim w klasie matematyczno-fizycznej. I mówił, napisane było, że eksperymentalnie swoim uczniom z klasy matematyczno-fizycznej daje do rozwiązania zadanie maturalne z matematyki, takie jakie wtedy było. Wtedy nie było tych poziomów, prawda?
P1: Tak.
PZ: I młodzież ma problemy, jak to rozwiązać. Z lat 70. Więc młodzież, jego uczniowie z klasy matematyczno-fizycznej w jednym z liceów warszawskich ma problemy, żeby rozwiązać zadania. To chyba o czymś świadczy, że teraz łatwiej chyba.
P1: Chyba tak. Monika, masz jeszcze jakieś pytania?
PZ: [Był taki podręcznik.
P2: Ale to już będziemy kończyć, czy?
P1: Nie wiem. Nie wiem czy
P2: Ile mamy czasu?
PZ: Mi się nie spieszy.
P1: Tak.
[01:20:00]
P1: Możemy jeszcze z pół godziny? Nie chcemy pana jakoś w straszliwy... Chyba, że chce pan przerwę.
P2: Chyba, że możemy też przerwę, albo spotkać się pewnie jeszcze raz.
PZ: () Wszystko powiedzieliśmy sobie.
P2: Bo chciałam się jeszcze zapytać, jeżeli chodzi o samo przygotowanie wyprawki do szkoły. Jak to wyglądało? Czy to się kupowało, czy dostawało? Bo mówił pan, że był tornister, worek, fartuch.
PZ: Kredki, farby, zeszyty.
P2: To jak wyglądało pozyskanie tych rzeczy?
PZ: Z zeszytami i z kredkami, z farbami, bloku to nie było problemu. W sklepach to było.
P1: Było.
PZ: Było. W szkole wywieszali kartkę, co potrzebne, więc można było skompletować. Natomiast gorzej było z podręcznikami, które się zmieniały. Najpierw było tak, że proszę sobie iść i kupić w księgarni. A, że była jedna księgarnia to trzeba było wcześniej iść i tam kupić. Moi rodzice zawsze kupowali mi książki zaraz po skończeniu roku, czyli już w czerwcu, żeby nie było problemu.
P1: Z wyprzedzeniem.
PZ: Więc ja sobie w wakacje czytałem te książki.
P1: Tak?
PZ: Tak.
P2: Sam z siebie.
PZ: Sam z siebie. Później wymyślili, że w szkole książki można było kupić. Ale było tak, że najlepsi uczniowie dostawali nowe książki, mogli kupić, a gorsi to od kolegów. W szkole dawali.
P1: Ale gorsi, że w sensie nie wiem, klasa A miała nowe, czy?
PZ: Nie, w każdej klasie były.
P1: A w każdej klasie.
PZ: Najlepsi uczniowie klasy.
P1: A jasne nowe a reszta używane.
PZ: Najlepsi w klasie. Więc tak. To było w miarę sprawiedliwe. Więc nie było problemu materiałów piśmiennych.
P2: A jeżeli chodzi o…
PZ: [To nikt nie mówił wtedy o wyprawce.
P2: A jeżeli chodzi właśnie o fartuszek, o worek, to mama szyła czy to się też kupowało?
PZ: Różnie. Ja byłem chudy i mały, więc jak nie można było na mnie kupić, to mama kupowała podszewkę taką i stryjek mi szył. I kołnierzyki to można było kupić, się kupowało na sztuki. Trzeba było mieć parę, zawsze przypiąć albo przyszyć nowy. A worek to tak to się szyło. Kto tam kupował..
P2: A ten super plecak, o którym pan opowiadał to?
PZ: Normalny plecak. Nie pamiętam. To jest. Ja muszę zobaczyć, czy na tych zdjęciach starych gdzieś nie ma tego plecaka. To normalny plecak, taki tornister. Później byliśmy tak, to każdy jakiś tam chce nosić, no nie, czy tam… A tak były plecaki, o.
P2: To się zwracało na przykład uwagę, jaki kto ma worek czy to?
PZ: Nie. Worki były wszystkie jednakowe. Zeszyty musiały być. Nie było plastikowych wtedy okładek. Początkowo to się (kupowało taki) papier, się nazywał marmurek. I się obkładało w ten papier. Była…
P1: [Ja go chyba pamiętam.
PZ: Była naklejka, gdzie się pisało: nazwę przedmiotu, imię, nazwisko, klasę. No tak to było. Później się pojawiły te plastikowe, to już nie było problemu. Ale książki musiały być, zeszyty obłożone.
P1: Chyba większą w ogóle wagę się przywiązywało, prawda, do dbania o zeszyty i książki niż teraz?
PZ: Tak. Ja tak mówię wnuczkowi, jak byś taki zeszyt przyniósł to by ze szkoły cię wyrzucili razem z zeszytem.
P2: A właśnie mówił pan też o tym, że najpierw się pisało ołówkiem, a dopiero później długopisem…
PZ: Nie! Piórem
P2: [Znaczy piórem.
PZ: Obsadka. Była obsadka i stalówka.
P2: A na przykład coś trzeba było zrobić, żeby móc pisać piórem, czy po prostu się?
PZ: Piórem można było pisać w starszych klasach. Chyba do III klasy trzeba pisać obsadką i stalówką. Nie wolno było pisać żadnym piórem wiecznym, ani... A długopisy to dopiero , prawda. Były jeszcze liniuszki. Jak się pisało w tym, w zeszycie. Na przykład do przyrody był zeszyt gładki, gdzie wkładało się liniuszek i pisało w liniuszku. I była (bibuła) oczywiście. Bo to jak się napisało tym piórem, to trzeba było przycisnąć, żeby to wsiąkło, bo się rozmazywało wszystko.
P2: A też mam pytanie, jeżeli chodzi o koniec pana szkoły podstawowej. Mówił pan, że rodzice właśnie, mama mówiła, żeby jednak pójść do, do liceum, tak? A na przykład to był pana na przykład wybór, żeby wybrać szkołę, czy to rodzice absolutnie wybierali już czy to technikum czy liceum?
PZ: U nas można było pójść tak: albo do liceum, albo do technikum, albo do zawodówki. Z tymi z zawodówki nikt nie chciał, ci co chodzili do liceum to nie chcieli w ogóle rozmawiać.
[01:25:02]
PZ: Technikum. Na to trzeba było, ojciec stwierdził, że ja się nie nadaję. Byłem chudy. Mówił: „Ty młotka nawet nie podniesiesz”, no więc. Dziewczęta jeszcze mogły pójść do liceum pielęgniarskiego. Ale generalnie większość moich kolegów poszła albo do zawodówki, albo do technikum. Mało kto szedł. Jeśli z 3 szkół plus szkoły okoliczne (ze wsi), było 1 liceum, gdzie były klasy A, B, C po trzydzieści parę osób, to nie wiele trafiło, prawda? Koło 100 osób na roku. Wyboru za wielkiego nie było. (0.3) Byłem za słaby, żeby pracować fizycznie, więc tak: „A, pójdę do tego liceum”. Był oczywiście egzamin wstępny. Był z polskiego i z matematyki. Najpierw było z polskiego dyktando. Później trzeba było napisać wypracowanie. No: a z matematyki trzeba rozwiązać ileś tam zadań. I się na egzaminie z polskiego wkurzałem, dlatego że nauczyciele, pilnujących do niektórych uczniów podchodzili i pokazywali, że „Tu masz błąd, tu masz błąd, tu masz błąd”.
P2: Czy to było, pomagali raczej tym?
PZ: Tam było raczej pomaganie swoim znajomym albo swojej rodzinie.
P1: Tak?
PZ: A reszta musiała zdać. Było też chyba ze 4 osoby na jedno miejsce, więc trzeba było się bardzo mocno starać, żeby się dostać do liceum. Ale na szczęście udało mi się.
P2: A stresował się pan tymi egzaminami?
PZ: Oj tak, bardzo.
P1: Tak?
PZ: Ale chyba (najbardziej) się stresowałem egzaminami na studia, dlatego że wtedy była dla chłopaków alternatywa: albo studia, albo wojsko. Ci co nie zdali, albo nie dostali się, już we wrześniu dostawali karty powołania. I na 2 lata albo na 3 lata, zależy gdzie trafiali, szli do wojska. A można było składać tylko na jedną uczelnię, na jeden wydział.
[01:27:23]
P1: No tak, jedna szansa.
PZ: Jedna szansa. Było, było… Wtedy było tych egzaminów dużo, bo na politechnikę rano była matematyka A, a po południu matematyka B. Następnego dnia było, był język obcy. I następnego dnia była fizyka. I była zasada jak, czy 2 dni () (to wypadał). Jak ktoś nie zdał jednego, to miał za 2 dni po ostatnim wyniku poprawkę ustną. I było tak, że poszliśmy, jednego dnia była matematyka A i B. Następnego dnia, jak się przychodziło na egzamin z języka, już wisiały listy z wynikami. Już za dużo odpadło. Jak ktoś nie zdał (jednej) matematyki, później położył język, to znaczy, że fizyka już była na czerwono.
P1: No tak, kreska…
PZ: Była presja mocna.
P2: [A jak się pan dostał do liceum, to wyniki były gdzieś wywieszone? Jak się pan dowiedział, że, że?
PZ: Wyniki były wywieszone.
P2: I poszedł pan sam sprawdzić czy z rodzicami?
PZ: Chyba z mamą poszedłem. Już nie pamiętam…
P2: A było to w jakiś sposób świętowane w domu, czy?
PZ: No cieszyli się, że dostałem się do liceum, dostałem. Bo matury to już się nie bałem, bo byłem dobry z matury, więc tam się nie przejmowałem maturą w ogóle. (Natomiast) stresowałem się strasznie egzaminami wstępnymi. (.) Bo w ogóle było tak, żeby się dostać na dobrą uczelnię, na dobry kierunek, to niestety ale trzeba było całą IV klasę jeździć na korepetycje. Bo: wymagania na uczelni były o wiele wyższe niż to, co było w liceum. I ja jeździłem na matematykę i na fizykę do Warszawy, przez całą…
P1: [Aż do Warszawy?
P2: Ale to pan jeździł w weekendy, czy jak to wyglądało?
PZ: Ja jeździłem… Tata tam znalazł mi korepetytora jednego z matematyki, drugiego z fizyki. Na WAT-cie oni byli, bo to wtedy. I przyjeżdżałem w niedzielę od rana. I miałem godzinę najpierw u jednego, później u drugiego. Zadawali mi mnóstwo roboty.
P1: Na cały tydzień pewnie.
PZ: Na cały tydzień. I musiałem to, się tego, wszystko przerobić, zadania porobić. Za tydzień przyjeżdżałem i sprawdzali, czy dobrze.
[01:30:00]
PZ: Następną partię i następną. Oprócz tego, co miałem w domu, to praktycznie przez IV klasę cały czas się musiałem uczyć. No bo oprócz tego, co w liceum, to musiałem tutaj. Ale poziom był, poziom był po prostu u nas niski. I nie tylko ja, ale wiele osób jeździło. I nawet z tej klasy A jeździli. I wszyscy się podostawali, co jeździli. Jeździli i się nie dostali na przykład na medycynę. To największy odsiew panował wśród dziewcząt, bo dziewczyny musiały naprawdę zdać na… wysoko, bo było dużo dziewcząt. A były limity, że musi być tyle facetów przyjętych i tyle dziewcząt. I wystarczyło że ktoś zdał na 3, ledwo go przecisnął, to przyjmowali. Natomiast dziewczęta z 3 to nie miały szans. I wszyscy jeździli. Na przykład ci co na architekturę, to na rysunek jeszcze jeździli. No zawsze się spotykaliśmy w pociągu do Warszawy rano w niedzielę. Bo różnie jeździli do różnych tych korepetytorów.
P2: To wesoło musiało być w pociągu.
PZ: NIE! Każdy siedział i się uczył. Chyba, że się znaliśmy, no to od razu: „Co się nauczyłeś?”. Tam wyprowadzenie wzorów, czy coś, to pytali od razu. Więc nie było wesoło.
P1: A w ogóle się brało jakieś korepetycje z innych powodów niż studia, czy:?
PZ: Niektórzy brali, jak sobie nie radzili. A: jak ktoś sobie radził, to raczej nie:.
P1: Jasne.
PZ: U nas tak, nie było możliwości, żeby się na jakiś inny język zapisać, bo nie było, nie było żadnej osoby, która by uczyła języka (.) angielskiego. Tylko był niemiecki, francuski. A ten pan właśnie… No jeszcze łacinę też zlikwidowali nam. Pierwszy anglista, pierwszy anglista, jaki się pojawił w Łukowie, to było w 1984 roku, moja żona.
P1: Tak?
PZ: Tak. I wtedy…
P1: [To miała wzięcie pewnie…
[01: 32:11]
PZ: Powiem pani sytuację, bo to ona wtedy… Bo ona uczyła rosyjskiego i angielskiego. I… Znaczy, uczyła rosyjskiego w szkole. I:: taki pan z tej szkoły mówił, że może byśmy zrobili kursy z angielskiego, bo tu nic nie ma, jest parcie na te kursy. Ona mówi: „Dobrze, możemy zrobić”. To było Towarzystwo Wiedzy Powszechnej, takie było kiedyś. Nie wiem, czy teraz jeszcze jest, ale… I oni robili kursy. I wtedy ogłosili w mieście, że będzie kurs języka angielskiego i że zapisy będą tego i tego dnia w szkole o tej godzinie. No więc ona przychodzi tam trochę wcześniej. No i patrzy taki tłum ludzi, w ogóle czarno, w ogóle przejść nie można. No i mówi: „Przepraszam, przepraszam, ja tam muszę przejść…”. A jakiś pan mówi: „Gdzie się pani pcha! Każdy czeka, żeby się zapisać na angielski!”. Ona mówi: „Proszę pana, ale ja będę uczyła”. „Ah, to przepraszam!”. I mówi, że w pierwszej grupie to miała ło:! Ponad 100 osób.
P1: O matko!
PZ: Taki był pęd! A to był ’84 (,’85).
P1: A jak pan myśli, to była kwestia tego, że ludzie myśleli, że coś się może zmienić, tak?
PZ: Tak, tak. To już były inne czasy, to już.
P1: Że ten język się przyda, nie w sensie, że jest, nie wiem, modny, kojarzy się z Zachodem, tylko…
PZ: Że się przyda.
P1: Że się przyda.
PZ: Ja chciałem na studiach się uczyć angielskiego, ale, ale po prostu stwierdzono na politechnice, że kontynuacja tylko może być.
P1: Tylko kontynuacja tego, co w liceum, mhm.
PZ: No i koniec. I już. Niby wtedy byli Metodyści jeszcze, ale tam było się ciężko dostać. Zresztą oni mieli wtedy te zajęcia w takich godzinach, że nie zawsze nam pasowało.
P1: [Pamiętam tam były jakieś listy społeczne do Metodystów.
PZ: Tak.
P1: Pamiętam. Moja mama tam próbowała dostać się jeszcze swego czasu.
PZ: Ale tam ciężko się było dostać. I mówię i myśmy mieli zajęcia na uczelni, nieraz o 18:00 się kończyło. Okienka jeszcze powlepiali. Bo to najtrudniej to było te laboratoria zgrać, bo to w tym dużo grup było.
P1: A pan miał wydział tam przy Rakowieckiej to jest, tak, ten?
PZ: Narbutta.
P1: Narbutta.
PZ: To jest dawna szkoła Wawelberga i…
P2: Rotwanda.
PZ: Rotwanda. No właśnie. To tam w tej właśnie w tej szkole. No to tam. Ale myśmy dużo (pisali). Najgorsze te laboratoria, bo to się sprawozdania robi, później to liczyć to wszystko.
[01:35:02]
PZ: Wtedy jeszcze nie było kalkulatorów. Się liczyło na suwaku algorytmicznym. Nie było wtedy… Dopiero się pojawiały rapidografy.
P1: Rapidografów nie było.
PZ: Z Zachodu przywozili. Trzeba było grafionami rysować. Zawsze się zamazało. Człowiek narysował, tam się ()… O Jezu! Od nowa to wszystko. Tak było.
P2: A jeżeli chodzi o sam wybór szkoły podstawowej, bo były 3 w Łukowie, to wie pan dlaczego akurat rodzice wybrali tę szkołę podstawową, czy?
P1: Rejonizacja była.
PZ: Nie mogli wybrać, była rejonizacja.
P1: Rejonizacja.
P2: No tak…
PZ: [Rodzice mówili, mam daleko od tej szkoły… Przez całe miasto iść. Więc woleli żebym do 3 poszedł, bo niedaleko nas była. Ale była rejonizacja. Ulica, tak? Ulicami do szkoły. Nie było się zmiłuj.
P2: A jeżeli chodzi o samodzielne poruszanie się po Łukowie, to było tak, że mógł pan na przykład chodzić po Łukowie tak zupełnie sam, czy tylko do szkoły i z powrotem?
PZ: Nie:, chodziłem. Do Biblioteki Miejskiej chodziłem… Tam rowerem jeździłem… Wtedy nie było samochodów, proszę panią, praktycznie. Jak ktoś miał samochód. Samochody osobowe to były, kilka sztuk. Lekarz miał jakiś jeden, drugi. Tam jakieś… służbowe były. Dyrektorzy mieli służbowe… A tak, to głównym środkiem komunikacji na mieście były furmanki. I jak nieraz poszedłem do szkoły i jechała furmanka, to ludzie się czepiali z tyłu tej furmanki, żeby podjechać. No, co prawda, pan potrafił batem zdzielić. „Gówniarzu zejdź, bo jeszcze mi pod koła wpadniesz”. Więc niektórzy mówili: „To siądź sobie i ja cię podwiozę”. Ale generalnie to ganiali. I rowery, furmanki. Zimą to były sanie, bo ulice były nieodśnieżane, więc konie ciągnęły sanie. Były sanie. (0.2) Inaczej było. Puste ulice były, więc nie było problemu, że tam, jak teraz, tam jakieś samochody, że ktoś pod samochód wpadnie, prawda? Bardziej pod furmankę mógł wpaść. (0.1) A:: jeszcze na początku lat 60. po ulicy jeździły dorożki. Było więcej dorożek, niż taksówek. Coś większego trzeba było przewieźć, to się brało takiego pana i on…
P2: [Dorożkę.
PZ: Tak było…
P2: A jeżeli chodzi też o właśnie te wszystkie eksponaty, które były w szkole, opowiadał pan, to one były, na przykład szafy, przeszklone, że je widać było, czy to były zupełnie zamykane jakieś?
PZ: Nie, przeszklone. Jakby, jakby panie miały laptopa, to jest taka strona Łuków Historia i tam są zdjęcia z tej starej szkoły. I tam można zobaczyć.
P1: O zapiszemy, obejrzymy sobie, przygotujemy się.
[01:38:11]
P1: () ((szeptem))
P2: () ((szeptem))
PZ: I tam jest mnóstwo zdjęć. To były normalne… ((zdaje się, że w tle jest dźwięk rysowania))
P1: Ja chyba wiem, o co chodzi. Chyba jeszcze to pamiętam, tego typu szafy.
PZ: Tu stały preparaty. Tu stały eksponaty. Tu leżały jakieś nasze zeszyty. () Takie same.
P2: To musiało przyciągać dzieci. Wyobrażam sobie, że z chęcią by pewnie ktoś został na przerwie i sobie pooglądał albo próbował wykraść.
PZ: Wykraść to nie próbował, bo na przerwie do pracowni nie wszedł.
P2: No właśnie…
PZ: Była zamknięta na klucz. Pani przychodziła i otwierała. Chyba, że dyżurnych wpuszczała wcześniej, żeby wystawili eksponaty. Ale tego, nie zaglądali. Fajne, ryby takie, prawda, z tymi . To było fajne.
P2: One były na przykład podpisane jakoś, na przykład, jak ktoś, bo mówił pan, że się też przynosiło do szkoły różne rzeczy, to było później tak, że to było podpisane imieniem i nazwiskiem ucznia?
PZ: Pani mówi o tych eksponatach historycznych, tak?
P2: Tak, tak na przykład.
PZ: Nie, nie było podpisane. Dawało się panu i pan to trzymał w szafie i później pokazywał.
P2: I później po prostu pokazywał?
PZ: Już teraz tego nie ma po jego śmierci. Jak on poszedł na emeryturę, to jeszcze trochę tam uczył. A później umarł to gdzieś to się wszystko rozeszło i nie ma. Bo pytałem kiedyś kolegę, jego brata tam… W szkole nie, już tego nie ma.
P1: A ten budynek szkolny jest cały czas?
PZ: Tak, tak wszystko jest. Dostał większą salę gimnastyczną. Już można .
[01:40:00]
PZ: A nasza szkoła, liceum to był stary budynek poklasztorny. W budynku pobernardyńskim był. I już on jest teraz przekazany, wrócił do kościoła. Bo kościół przekazał (liceum) nową działkę. Tam budowali budynek, który już wtedy stał, (starostwo przejęło), bo dostali jeszcze nowy, taki piękny gmach, więc się pozmieniało. Szkoła podstawowa jest tak, jak była. Nic się nie zmieniła. Tylko sala doszła.
P2: A jak pan już skończył podstawówkę, to na przykład utrzymywał pan kontakt jeszcze z kolegami właśnie ze szkoły podstawowej, czy raczej to już się więzi zupełnie rozluźniły?
PZ: Rozluźniły się one w liceum. To z podstawówki… Mój kolega jeden z klasy to poszedł do liceum. Tylko, że trafił do innej klasy. To z nim się, utrzymywałem kontakt. A oni byli w zawodówkach, więc nie honor było do zawodówki. No, zawodówka, co to jest.
P2: Czyli po prostu się już te więzi jakoś…
PZ: Tak. Już ich nie było. Dziewczyny poszły do jakiejś tam (też) zawodówki handlowej. To też nie wypadało nawet (.) się z nimi kontaktować.
P2: A pamięta pan właśnie, jak wyglądały ostatnie dni szkoły podstawowej? Czy już była taka, nie wiem, atmosfera ulgi, czy oczekiwanie już zupełnie na nowe?
PZ: Ostatnie dni szkoły podstawowej były ciężkie, proszę panią, ostatnie miesiące, bo szkoła na tyle była porządna, że zorganizowała dla nas, dla tych, którzy chcieli takie korepetycje w szkole. Tam rodzice grosze płacili. I przychodzili nauczyciele () ze szkoły wcześniej, nie wiem, 2 czy 3 razy w tygodniu. I były z matematyki dodatkowe takie zajęcia i z polskiego. Było mnóstwo nauki.
P1: [Czyli ten czas był wykorzystany do ostatniego momentu. Nie to, że wystawione oceny.
PZ: Tak. Był egzamin. Albo zda, albo nie zda. Ci, co chcieli iść do liceum, no to się ostro uczyli. I w domu też trzeba było się uczyć.
P1: A w wakacje?
PZ: A w wakacje to już był , bo już byliśmy w liceum, to już było fajnie. A tak, to była niestety… Trzeba było się uczyć.
[01:42:3]
P1: A biblioteka szkolna, pan wspomniał, że sporo pan wypożyczał.
PZ: [Fajna była. Mnóstwo książek było.
P1: [I że dużo książek było.
PZ: [Jeszcze mi się podobało, że oni mieli oprawione całe roczniki „Płomyczka” i „Płomyka”. Były takie czasopisma. I jak ktoś dużo czytał książki i tam panie go lubiły, to pozwalały do domu pożyczać te gazety. Więc (na przykład) na niedzielę się brało, żeby poczytać. Trzeba było w poniedziałek oddać. A to było fajne! No, jak czytałem „Świat Młodych”, bo to była taka gazeta. Był „Tytus, Romek i Atomek” zawsze na końcu (0.3) „Młodego Technika”.
P1: Oj, to była świetna gazetka. Ja ją jeszcze kupowałam.
PZ: Tak?
P1: Mhm.
PZ: A wcześniej to kupowałem, znaczy rodzice kupowali „Miś”, później był „Świerszczyk”. No i „Płomyczek” i „Płomyk”. (Takie stare). A! Jeszcze mój taki wujek, kiedyś kupował „Żołnierza Polskiego”. Miał też te wszystkie roczniki. I były takie opowiadania historyczne. On mi właśnie pożyczał. ()
P2: A jak jeszcze pan nie potrafił czytać, jak jeszcze bym pan mały, to właśnie ktoś czytał panu, czy?
PZ: Mama mi czytała. Czytała bajeczki.
P2: Czyli takie książeczki dla dzieci?
P1: Codziennie?
PZ: Tak. „Poczytaj mi mamo” wtedy były książeczki. One później też były.
P1: One w ogóle teraz wyszły w takich zbiorówkach. To Nasza Księgarnia wydała.
PZ: No właśnie. Ja później, dzieciakom wszystkim zawsze, jak prenumerowałem „Misia” i oni byli mali, to czytałem „Misia”. Teraz „Misiu” chyba zniknął w ogóle. Jeszcze, jeszcze ja mojej najmłodszej córce kupowałem. Lubiłem czytać i dlatego, nie wiem, może się lepiej uczyłem, bo tylko czytałem. Nie miałem, co robić, siedziałem sam, to książka była najlepsza. Ucieczka od. Bo tak, w telewizji nic nie było. Jak był jakiś zjazd, to cały czas tylko przemówienie i przemówienia. (Programy) to były takie dziwne jakieś, ciągle o tej partii, o tej partii. W telewizji, filmy to były głównie radzieckie. Ciągle leciały tylko jakieś ruskie. Mój ojciec mówi: „O, jakieś ruskie, nie oglądamy”.
[01:45:00]
PZ: No i czytało się książki. A że książek było dużo. Teraz młodzież nie lubi czytać. Ja nawet swoim wnukom mówię: „Weź sobie poczytaj”. „Nie, nie, dziadku:, mamy smartfona, mamy gry”.
P1: A były jakieś powieści, takie szczególnie przez pana zapamiętane?
PZ: Mhm. „Winnetou” cała seria. „Trylogia”. Wszyscy czytali „Trylogię”, prawda, fajna była. „Stara Baśń”, „Przygody Tomka”.
P1: I to podstawówka?
PZ: To i liceum.
P1: Liceum też.
PZ: Książki głównie . Trudno wszystkie powiedzieć. Serie. () Książki „Tygrysy” pamięta pani? Takie były małe książeczki, do kieszeni można było schować. (Teraz) „Tygrys” wydawała. I to były takie wojenne jakieś
P1: [Tak, tak, tak.
PZ: [takie fajne. To, to czytałem. To nawet zbierałem, tego dużo miałem. Później komiksy były, typu „Tytus, Romek i Atomek”. Później był ten >„07 Zgłoś się”<. No to były wtedy te. To było dostać. Się wymienialiśmy.
P1: Tak?
PZ: Trudno to było kupić. Tylko się pojawiało parę egzemplarzy, więc jak komuś się udało kupić, no to. A jeszcze lubiłem
P1: [Czyli wśród uczniów też te książki albo komiksy jakoś krążyły?
[01:46:40]
PZ: No tak, tak. No i jeszcze wtedy lubiłem kleić modele z papieru. (Była) taka gazeta „Mały Modelarz”. I tam się kleiło . To było popularne. To zawsze się siedziało, tam się kleiło. Ja lubiłem to kleić. Zawsze się rodzice złościli: „Znowu nawycinałeś”, bo jest pełno papieru na podłodze, ścinek. Staraliśmy się jakoś tak ten czas zapełnić. Telewizji nie było, no bo generalnie nie było. Jak jeszcze nie było, nie mieliśmy telewizora, to w radiu zawsze w niedzielę, też o 9:00, tylko zawsze o 9:00, były dla dzieci audycje? (0.2) Dlaczego?
P1: A, pyta mnie pan dlaczego?
PZ: No.
P1: A nie wiem.
PZ: Bo zawsze na 9:00 była msza dla dzieci!
P1: Bo msza. Tak myślałam o „Teleranku”, no.
PZ: <„Teleranek”>, czy, czy, czy w radiu było, te, „Koziołki Du Du”. Takie pamiętam słuchowisko. No to zawsze o 9:00 było. To właśnie się słucha. Albo, a wieczorem, >po południu< w niedzielę o 16:20 było, był Teatr Polskiego Radia. I były świetne słuchowiska. Zawsze tata włączył i ja słuchałem. I jeszcze… I one teraz… Można je znaleźć w tym archiwum Polskiego Radia, te stare słuchowiska. Fajni aktorzy występowali. Naprawdę fajne były, fajne były. A pytała jeszcze pani, o to szkolenie wojskowe. To szkolenie wojskowe było w liceum. To się nazywało PO, Przysposobienie Obronne. To uczyli nas tam: , (.) jakieś tam było strzelanie z KBKS-u. Było… Jakiś tam no… Uczyliśmy (się) o tych broniach różnych: . Trochę tam niby było. Jakieś tam szkolenie polityczne. To były obowiązkowe zajęcia 1 raz w tygodniu. A jak pożary gasić, takie wszystko i nic. Jak maskę przeciwgazową założyć. A na studiach to był (0.2) wtorek, było studium wojskowe, na które trzeba było obowiązkowo chodzić. Niezdanie egzaminu ze studium wojskowego, równało się nie zaliczeniu roku. Można było mieć wszystko zdane, a jak się nie zdało studium to trzeba było cały rok powtarzać.
P2: A to był trudny przedmiot, czy?
PZ: Ojej, wie pani co, głupi.
P1: Wszyscy to właśnie tak wspominają, bo moi rodzice też, że musieli jakieś zapisywać takie formuły w zeszytach
PZ: [Tak!
P1: [że forsuje się zawsze w poprzek, nigdy wzdłuż. Jakieś tego typu… ((śmiech))
P2: Cenna wiedza praktyczna. ((śmiech))
P1: Tak.
PZ: Głupie to było strasznie. Mi się udało z kolegą, żeśmy byli zwolnieni z egzaminu w głupi sposób, bo powiedzieli, że
[01:50:00]
PZ: () tak jak przedtem to było normalne, czyny partyjne w niedzielę. No i ka, nie wiem, czy my mieliśmy wszyscy przyjść, czy, czy ten. Jakieś punkty miały być, plusy miały być. I z kolegą mówimy: „To idziemy na ten czyn partyjny”. Bo myśmy nie lubili tego wojska, to może jakieś punkty dostaniemy. Poszliśmy na ten czyn partyjny. Jakie tam łopaty nam dali. Ale myśmy trochę i >w nogi<. W nogi. Jak uciekaliśmy z tego czynu to nas jakiś starszy pan zawołałał: „Chodźcie tu”, mówi. „Chodźcie tu. Pomóżcie mi”. Taki był wielki, pamiętam, słup. I on nie mógł, sam jeden był, przełożyć w inne miejsce. No i myśmy pomogli, przełożyliśmy ten słup. Coś jeszcze z nim porobiliśmy. No:: i znowu w nogi. On do nas (mówi): „Z jakiego wydziału jesteście?”. My mówimy. „Jak się nazywacie?”. Dobra, aleśmy uciekli i tak i tak. No i we wtorek zawsze był apel na początku, na początku tego studium wojskowego, (stoimy). No i wchodzi ten nasz komendant, dowódca i wyczytuje nas, że mamy wyjść przed front. Już mówię (do kolegi): „O kurde, to już po nas. Już nas tutaj nie ma. Uciekliśmy. Facet nas podkablował. Po co mówiliśmy, jak się nazywamy…”. Ale dobra, wyszliśmy. A ten odczytuje rozkaz dowódcy studium wojskowego: podcho, student ten i ten, student ten i ten, za wzorową postawę obywatelską na czynie partyjnym, pomoc, dostają z rozkazu dowódcy tego studium zwolnienie z egzaminów końcowych. O::: kurczę! Aleśmy odżyli! ((wesoło))
P1: No tak. ((śmiech))
P2: Kamień z serca.
PZ: Wie pani, to był najtrudniejszy egzamin, bo (ludzie się uczyli) i nie było wiadomo, czego się uczyć. Bo tam tyle materiału było, jakieś głupoty polityczne tam o partii o czymś tam. To budowa karabinu, to budowa czegoś tam. To jakaś tam musztra, taktyka. No! Takie głupoty! A ja spokojniutko. I już później się nic nie uczyliśmy praktycznie na tych zajęciach. (Chodziliśmy na zajęcia), chodziliśmy, bo tam zaliczał. Byliśmy wyróżnieni, a że mamy w nosie… To był najpiękniejszy dzień studiów wojskowych. A rok wcześniej, ci, co zaczynali rok wcześniej z nami, to jeszcze mieli studium w mundurach. Ja już nie miałem mundurów. Ale oni mieli mundury. Musieli się przebierać w ten, w mundury. I do studium się chodziło w mundurach. I to było najgorsze, bo studium się mieściło na Koszykowej. Tam takie baraki były. Po prawej stronie tam jakiś był sztab. Tutaj baraki były. No i oczywiście jak podchorążowie szli w mundurach, podchorążowie, studenci, to musieli wszystkim salutować, a tu wojskowych się kręciło mnóstwo. I źle honory oddał, to go zaraz krzyczeli, <żeby wrócił. Musiał przychodzić>. Tak się wszyscy wkurzali. Jeszcze musztrę mieli. A u nas, że zdjęli nam mundury, to kazali. Musztrę jeszcze wprowadzili. Ale się okazało, że wtedy były takie drewniaki modne. No i pani spróbuje zrobić w drewniakach w tył zwrot albo tam w lewo, w prawo. Człowiek się potykał. I jakiś pułkownik tam naprzeciwko () zarządził, kazał, że koniec musztry, nie ma żadnej musztry (i szlus), bo to wstyd i hańba. Ludzie chodzili za płotem i widzieli tam placyk tam. Tam jakieś takie cyrki my odstawiamy. Więc nie mieliśmy musztry na szczęście. A tak to coś tam… Co prawda, koledzy zadawali panu oficerowi politycznemu różne trudne pytania: o Katyniu, o oficerach polskich, o najeździe na te (). „Jakieś pytania są?” Podnosili rękę i mówili. Więc się złościł, denerwował strasznie na nich.
P1: Ale były jakieś konsekwencje takich pytań?
PZ: Nie. To już był, to był 70… Było na II roku czy na III, ‘75 gdzieś rok. To już tak luzy były. Już tak nie::, nie wymagano. Już inaczej było. A i tam był, był… Do partii ściągali tych studentów. Jak był 1 Maja i trzeba było iść na przykład na pochód, to już nie zmuszali, jak kiedyś w tym filmie „Dom”, prawda, tylko było ogłaszane, że , kto będzie.
[01:55:09]
PZ: Przeważnie dostanie piwo. Pytał, czy beczkę piwa każdy uczestnik dostanie, kartę swobodną, kartę wejścia darmową do klubów studenckich na jakiś tam okres. Tak nas zachęcali, a nie tam, że zmuszali. Było inaczej już. A () wcześniej gonili strasznie. Trzeba było iść, bo coś tam się nie zdało. Zmiany były, prawda. Najgorsze to takie lata 60. były. O, jeszcze jak był ‘68 rok i były marcowe (.) zajścia, to stu, uczniowie z liceum, podobno napisali jakieś takie ulotki. Chodziłem do VIII klasy, więc nie wiedziałem. I oni to rozkleili na paru tablicach. Na paru tablicach takich ogłoszeniowych w mieście. Napisali to chyba ręcznie, (bo to). I jest… SB ich namierzyło. I chcieli ich w ogóle ze szkoły wyrzucić. I wtedy pani dyrektor stanęła na wysokości zadania i obroniła tych uczniów. Obniżyli im ocenę ze sprawowania oczywiście.
P1: [Ale w szkole zostali.
PZ: Ale pozwolili im liceum skończyć. To, to z tym mi się kojarzy ‘68 rok. No, i że mnóstwo wojska wtedy szło. To były… Czechosłowacja, prawda. I samoloty >leciały<. Mnóstwo wojska maszerowało. Się wtedy przestraszyliśmy, że będzie wojna.
P1: (0.2) Bardzo panu dziękujemy.
P2: Dziękujemy.
PZ: A może jeszcze jakieś pytanie.
P1: Monika, masz jeszcze jakieś?
P2: Na razie nie. Ale myślę, że jak, na pewno będziemy miały jeszcze bardzo dużo pytań.
PZ: To właśnie możemy się na inny termin umówić. Wtedy jakieś zdjęcia przyniosę. Panie by przyniosły laptopa.
P1: Super, super! My przyniesiemy laptopa i jeszcze po prostu przejrzymy, zastanowimy się, o co jeszcze chciałybyśmy spytać.
P2: I odwiedzimy Łuków Historię stronę.
P1: Tak.
P2: A wie pan, kto to prowadzi tę stronę?
PZ: Mój kolega to prowadzi. Tam są tylko ().
P1: A myśli pan że z pana żoną dałoby się umówić?
PZ: Mhm.
P1: Tak.
PZ: Zaraz ją zapytam.
P1: Super.
PZ: Zaraz ją zapytamy.
P1: ()"ptasiego mleczka". Panie Zbyszku, coś słodkiego?
PZ: (0.5) ((dźwięk nawiązywanego połączenia telefonicznego)) No zaraz, pewno oddzwoni jak…
P1: Mogę też do pana napisać w tej sprawie.
PZ: Nie. To będziemy już na bieżąco wiedzieli. (0.5) Zapewne gdzieś poszła. Nie wzięła komórki. Ale myślę, że tak. Ja jej przekażę. Mam telefon do pani to się skontaktuję.
P1: Super.
PZ: A tutaj, taki będzie miała pytania, to proszę wtedy napisać. A jeszcze miałem ()
P1: A, panie Zbyszku, co pan studiuje na Uniwersytecie Trzeciego Wieku?
PZ: Na UTW się zapisałem. W tym roku chcę iść na robotykę.
P1: A to OK. Nie załapałam się na tę część rozmowy.
PZ: To właśnie mówiłem to pani koleżance.
P1: Czyli kontynuuje pan kierunek techniczny.
PZ: No ja mam skończone parę kierunków. Tutaj na uniwersytecie byłem na podyplomowych studiach III semestralnych z administracji w ‘91 roku. Jeszcze nawet prowadziła pani Gronkiewicz-Waltz. Ona wtedy miała prawo bankowe, ona miała.
[02:00:00]
PZ: Później skończyłem na SGH Zarządzanie Funduszami Unii Europejskiej. I na Akademii Podlaskiej Zastosowanie Informatyki w Przemyśle, tyle. A tutaj chodziłem w semestrze letnim na () zajęcia. Bardzo fajne. Mówiłem pani, super zajęcia.
P2: (0.3) Właśnie pan opowiadał, że super te zajęcia i są biskupi z Faras pochowani na cmentarzu na Bródnie. Więc moja ukochana, w ogóle, galeria w Muzeum Narodowym. Więc chyba się tam nie wiem, wybiorę szukać, coś tak czuję.
PZ: Oni to nawet blisko grobu Fogga.
P2: To sobie zapiszę.
PZ: O jest! Galeria Łuków Historia. I tutaj są mnóstwo jest zdjęć.
P2: A to też pana kolega z klasy, czy taki po prostu kolega?
PZ: Kolega z klasy.
P1: Z liceum?
PZ: Z podstawówki.
P1: A z podstawówki.
PZ: Bardzo się właśnie interesuje historią Łukowa i… O tu jest link do strony. No tutaj słabo widać. Najlepiej tam można przeszukiwać po, po, po szkole, po...
P1: () Włączyłam, przepraszam.
P2: A on też aktywnie zbiera na przykład informacje o historii Łukowa, że na przykład jakieś wywiady robi, czy na przykład też ze świadkami historii, czy tylko po prostu zbiera dokumenty?
PZ: On zbiera dokumenty. Właśnie tę stronę prowadzi. Poza tym wymyślił coś takiego, że w Parku Miejskim y:: się nazywa „Mówiące kamienie”. Na tych kamieniach są (zapisane) tablice z różnymi takimi sławnymi osobami z Łukowa, którzy gdzieś tam wyjechali, ale byli dla miasta sławni. Czy na przykład tablica poświęcona żołnierzom, którzy pochodzili z Łukowa, a walczyli na Monte Cassino. Tam różne są kamienie. To dodaje, takie…
P1: A kolega jest historykiem? Nie? Czy hobbystycznie się tym?
PZ: Hobbystycznie. Teraz jest emerytem. On skończył technikum, chyba kolejowe czy mechaniczne. I teraz dopiero to ogłosił. I tam ludzie powrzucali mnóstwo zdjęć. Każdy miał w domu, po…
P2: Ale na facebooku ogłosił, czy na jakimś innym portalu? Jak to ogłosił?
PZ: Nie, to jak byliśmy, słuchaliśmy, że takie coś robił. „To może macie jakieś zdjęcia, to wrzućcie”. I on z takich () na przykład robi takie coś: Dzień Kobiet. Kiedy jest Dzień Kobiet to w danej kawiarni są zdjęcia kobiet z lat 60., 50… Albo Dzień Dziecka. No to też wiesza zdjęcia, właśnie ze szkoły, z lat 60. Później z lat 70. No, mnóstwo ludzi przychodzi, bo to jest fajne. Swoich znajomych czy rodzinę można zobaczyć. No to on właśnie tak.
P2: a teraz ten zjazd szkolny to będzie szkoły podstawowej czy liceum?
PZ: Liceum.
P2: Liceum.
PZ: Stulecie. W ‘18 roku powstało.
P2: A to pierwszy taki zjazd, czy wcześniej były?
PZ: Nie. Były wcześniej. Mogę pani przynieść, bo ja mam, bo byłem na wszystkich.
P2: A to chcemy, pewnie, że tak.
P1: Panie Zbyszku to pozwoli pan, że my napiszemy jeszcze do pana, dobra?
PZ: Dobrze, oczywiście, nie ma problemu.
P1: Super. I może i gdyby panu ktoś przyszedł do głowy jeszcze, kto by chciał z nami porozmawiać z pana znajomych.
PZ: Tak oni.
P1: Z UTW albo.
PZ: Ja się dopiero przeprowadziłem do Legionowa w ’17, w 2017 roku w grudniu. Ja tu jeszcze nikogo nie znam.
P1: A jasne::. A jak się pan czuje w ogóle w okolicach Warszawy?
PZ: Super.
P1: Tak?
PZ: Zawsze mam dostęp do tego, co mi zawsze brakowało: do muzeów, do wystaw, do teatru
P1: [No tak.
PZ: [na różne imprezy.
P1: Nie, Warszawa jest wyjątkowa pod tym względem.
PZ: Super, super! No, () mieszkałam, ja mieszkałem najpierw na studiach w akademiku, a później po studiach w Sulejówku mieszkałem. Pracowałem tam w instytucie naukowym w Sulejówku. No, ale później, jak się urodziło drugie dziecko, a tam był pokój z kuchnią…
P1: [No tak.
PZ: A mieliśmy książeczkę mieszkaniową. I kupiliśmy taki domek. Więc się wyprowadziliśmy tam.
[02:05:00]
PZ: A później dzieci, powiedziały, że nie chcą mieszkać w Łukowie. Wszystkie zostały tutaj. Na studia poszły, to (wszystkie) tu zostały. I to nie będziemy siedzieć sami z żoną.
P1: No tak. A dzieci też poszły w stronę techniczną, czy?
PZ: A różnie.
P1: Różnie.
PZ: Córka skończyła geodezję i kartografię na politechnice. Syn skończył prawo na KUL-u, a później skończył studia doktoranckie: zarządzanie na SGH.
P1: Super.
PZ: No… A drugi syn skończył pielęgniarstwo na Akademii Medycznej w Warszawie i ratownictwo medyczne. A ta najmłodsza jest teraz na UW, na ekonomii.
P1: 4 dzieci, o rany!
PZ: 9 wnuków.
P1: Naprawdę. Wspaniale.
PZ: No pewnie.
P1: Strasznie panu dziękujemy. Może jeszcze czekoladki?
PZ: Nie, dziękuję bardzo! ((wesoło))
()
[02:06:03]
bursa escort bursa escort bursa escort bursa escort bursa escort bursa escort bursa escort alanya escort antalya escort eskişehir escort mersin escort alanya escort