Pani Joanna chętnie zgodziła się na wywiad po tym jak Justyna umówiła się na rozmowę z Jej Mężem. Spotkałyśmy się w Instytucie Teatralnym, ponieważ Pani Joanna tam pracuje. Zeszła do mnie ze swojego biura. Usiadłyśmy przy stole w korytarzu w którym był ruch. Cały czas otaczał nas szmer rozmów – wydaje mi się, że dla Pani Joanny było to trochę rozpraszające. Miałam też wrażenie, że Pani Joanna się spieszy. Była w środku dnia pracy i urwała się z biura, żeby ze mną porozmawiać. Czasem kontrolowała czas. Czułam, że nie mogę jej za długo odciągać od pracy. To co wydaje mi się istotne, to fakt, że Pani Joanna mało mówiła o swoich prywatnych doświadczeniach, raczej mówiła „z lotu ptaka”, nazywając i analizując różne zjawiska. Wydała mi się bardzo świadomą mieszkanką Grochowa, bacznie obserwującą wszystko co się dzieje dookoła.
Rozmowa miała formę wywiadu pogłębionego.
00:45 – 01:35
Początki życia na Grochowie – jesień 2011. Pani Joanna przeprowadziła się do Warszawy z Wrocławia. Najpierw mieszkała u przyjaciółki, ale postanowiła się wyprowadzić i znalazła mieszkanie na Grochowie (ul. Kawcza 37).
01:42 – 02:28
Skąd wybór Grochowa? Kwestia ceny (taniej niż na lewym brzegu – dwupokojowe mieszkanie na prawym brzegu w cenie małej kawalerki na lewym), dobre skomunikowanie z resztą miasta.
02:28 – 02: 35
oswajanie, zakorzenianie się w Warszawie – zakorzenianie się na Grochowie.
02:35 – 03:20
Zalety Grochowa. Cisza, spokój, atmosfera małego miasteczka. Specyficzna struktura – przedmieście, małe mazowieckie miasteczko. Rynek – plac Szembeka. Ulice wokół placu mają przejrzysty układ, krzyżują się pod kątem prostym. Domki oficerskiej, szereg ulic z domkami jednorodzinnymi z długimi ogrodami stykającymi się ścianami. Cicho, zielono, zaniedbanie (część domków była w wątpliwym stanie).
03:56 – 04:00
Na Kawczej był skup złomu naprzeciwko mieszkania Pani Joanny.
04:00-04:27
Zakłady rzemieślnicze – niespotykane już w takiej ilości na lewym brzegu. Na początku na Grochowie można było znaleźć szewca, pana naprawiającego magnetowidy.
04:28-05:00
„Świetne latarnie, które się tam rozpalały”, „Po przekroczeniu mostu czas płynął wolniej. Z piątki na trójkę. To było namacalne, że tempo życia zwalnia. Udało się odpoczywać”.
05:00-05:27
„Okolice placu Szembeka z tym wielkim bazarkiem miały to do siebie, że tam było wszystko. Można było kupić naprawdę wszystko. Wszystko się tam dało załatwić. Były parki, są przychodnie. Sprzęty rehabilitacyjne, materiały dla plastyków, antykwariaty”.
05:27-06:06
„Trochę nie było co robić w weekendy. To znaczy taki rodzaj rozrywki kulturalnej czy na przykład wyjścia do kawiarni był problematyczny, bo takich miejsc nie było. One pomału się pojawiają. Jest Cafe Koza przy Siennickiej, jest też Krawiec trochę wcześniej przy Grenadierów. Pojawiła się Kicia Kocia, jest Cała Jaskrawość. Jest Stacja Grochów”.
06:07-06:29
„To się powoli zmienia. To jest myślę też związane z gentryfikacją. I to jest niestety rzecz, która psuje Grochów i mam bardzo ambiwalentny stosunek do tego, bo rzeczywiście jak się tu wprowadzałam te siedem czy osiem lat temu, to to była taka dzielnica do życia. Świetnie skomunikowana ale bardzo spokojna”.
06:30- 08:00
„Natomiast teraz jest tak, że szaleje tu deweloperka i to naprawdę szaleje. Jak większość dzielnic, Praga Południe też nie ma planu zagospodarowania terenu. W związku z tym deweloperzy wykupują pojedyncze działki w domkach rodzinnych z ogrodami i tam stawiają dom wielorodzinny. One nie mogą być wysokie, bo nie mogą przekroczyć ¾ pięter.” „Zamiast jednej rodziny i jednego samochodu jest tych rodzin 10 czyli 10 samochodów”. „Dzielnica się zapycha komunikacyjnie”. „Nie da się przejechać Grochowską albo włączyć do ruchu na Waszyngtona czy Aleję Stanów Zjednoczonych”. „to jest smutne co się dzieje”. „Kiedy deweloperka wyrywa takie kawałki (…) to też nie dba się o strukturę społeczną. Nie ma miejsca, przestrzeni, żeby lokalna społeczność mogła się gdzieś spotkać, coś zrobić razem, albo nie wiem, pogadać, pobawić się. A przede wszystkim nie ma placów zabaw”.
08:17 – 08:58
„Najbliższy nam park Polińskiego to są dwa przystanki. Oczywiście można je pokonać pieszo, bo jest po tej samej stronie Grochowskiej”. „Drugi park który lubimy to jest Park Znicza i tam jedziemy samochodem”.
09:00-10:03
„Jak ja tam zaczynałam mieszkać no to tam były same budy w takim gąszczu przedziwnym, jak z taką dzielnicą koreańsko-chińską. I hala, która była halą warzywną”. „Ludzie przyjeżdżali, do tej pory zresztą tak jest, ludzie przyjeżdżają z różnych dzielnic Warszawy. Bo oprócz tego, że można tam dostać świeże owoce i warzywa polskie, to naprawdę jak komuś się zamarzy jakieś egzotyczne danie, to może sobie tam wszystko nabyć”.
10:20-11:15
„W takim zagęszczeniu, przy takiej strukturze społecznej tej dzielnicy, mi się wydawało kompletnym absurdem budowanie centrum handlowego akurat w miejscu, w którym kwitł taki mały handel”. „Nie do końca ich wykurzyli bo tam część tej infrastruktury została” „Została ta hala handlowa na całe szczęście”. „To centrum handlowe jest kuriozalne, bo ono w większości świeci pustkami. Idea żeby ci ludzie przenieśli się do centrum handlowego spaliła na panewce” „Czym innym jest chodzenie w alejce między budami, a czym innym jest wejście do wypacykowanego centrum handlowego”.
11:20-12:10
Próby podejmowane przez zarządce centrum, które miały na celu zmianę trybu pracy handlarzy z bazarku, akcje w ich obronie. Propozycje na forach, żeby klienci wsparli handlowców.
12:10-12:25
„Tkwi w takim zawieszeniu. Ani jest to taki totalny bazarek bazarek, ani to nie jest centrum handlowe. Teraz na rogu się znowu coś buduje. Na rogu Grochowskiej i Zamienieckiej. Nie wiadomo czy to będzie parking czy kolejne centrum handlowe”.
12:30-12:38
Głosy przeciwko bazarkowi. „Pamiętam takie głosy, że a, będzie centrum handlowe, będzie czysto i porządnie, że jest brudno, że śmiecą. Mi to specjalnie nie przeszkadzało”.
12:43-13:30
Co można by zrobić zamiast centrum: „Wydaje mi się, że dużo sensowniej byłoby te pieniądze przeznaczone na wybudowanie tego gmachu przeznaczyć na przykład na uporządkowanie i ujednolicenie tych budek. Wylanie alejek i postawienie tych budek w jakimś jednym fasonie. No ale tak się nie stało”. „To, że ciągle tam robią zakupy ludzie również popularni i celebryci, bo spotyka się ich na targu, to myślę, że też jest tak, że to jeszcze ciągle trwa i jeszcze będzie trwało. Mam taką nadzieję”.
13:31-14:50
Osobiste doświadczenie z bazarkiem:„Ja lubię sobotnie poranki na Szembeku. Mamy swoje panie od pieczywa, od chleba, od zdrowych lizaków. Więc bardzo sobie to cenię. Jest jakaś namiastka relacji i braku anonimowości. Przychodzi się co tydzień, spotyka sąsiadów, którzy też robią zakupy (…) daje to takie poczucie zakorzenienia w tym wielkim mieście”. Zmiana? „Prawie w ogóle nie wchodzę w te pozostałości budek, które zostały i ograniczam się tylko do hali warzywnej. Tam też mamy dwa stoiska. Piewczywo i mięso i nabiał (…) kiedyś robiliśmy zakupy w alejkach głównie, rzadko zaglądaliśmy do hali. Teraz jest odwrotnie (…) To się odwróciło całkowicie niemalże”.
14:56-17:55
Kościół:„My nie praktykujemy” (…) Nie uczestniczymy w takim życiu religijnym wyznaczanym mszami coniedzielnymi” „On stoi na środku placu Szembeka, jest dosyć też ładną architekturą modernistyczną (…) zaglądamy tam od czasu do czasu, nasze dziecko nazywa to zamkiem lub pałacem. Ale też lubimy architekturę sakralną, jak jest dobra”. „Dla mnie problematyczny jest ten plac przed Kościołem”. (16:46) „Dla nas Kościół jest takim stałym elementem krajobrazu, trochę punktem orientacyjnym, bo jak komuś tłumaczymy jak ma do nas dojechać, to punktem orientacyjnym jest kościół. Ja nie słyszę dzwonów o 6:30 rano, ale mój mąż już tak”. (17:55) „Na szczęście w tej parafii nie ma głośników na zewnątrz, w sensie msze nie są emitowane, no ale są te dzwony”
15:45-18:00
Plac przed kościołem: „Dla mnie problematyczny jest ten plac przed kościołem. To znaczy super, że on w ogóle jest, natomiast straszne się stało to, że oni go wybetonowali. Tam są ławki drewniane, ale (…) wyglądają koszmarnie. Z tego placu cieszą się tylko deskorolkowcy, bo mogą sobie pojeździć (…) fajnie, że są fontanny.”. „Latem tam można spędzić pół godziny, bo jest taka patelnia. Nawet jak maluch chce iść do fontanny, no to to jest chwila i trzeba stamtąd uciekać, bo grozi po prostu kalectwem”.
18:03 – 19:00
„Czasami wieczorami słychać pociągi. Ja na przykład lubię ten dźwięk. (…) przez kilka lat mieszkałam blisko torów być może mam jakiś sentyment”. Rozważania, czemu dźwięk pociągu jest mniej uciążliwy od dzwonów. (otóż dźwięk pociągu narasta, a dzwony są takie nagłe i głośne i są częściej).
19:09-20:33
Wspólnoty sąsiedzkie: „My czegoś takiego nie doświadczamy. My kupiliśmy mieszkanie w takim bloku wybudowanym kiedyś przez PKP i tam większość mieszkańców, to są ludzie, którzy kiedyś pracowali w PKP i są w wieku naszych rodziców. Więc my jesteśmy chyba pierwszy czy drugim mieszkaniem, które zmieniło właściciela i trochę jesteśmy traktowani jak ciało obce”. Budynek jest mały, jest w nim 6 mieszkań, więc wszyscy się znają i mówią sobie dzień dobry, ale nie nawiązują głębszych relacji. Ale jest straż sąsiedzka: „Mamy straż sąsiedzką świetną, więc po prostu nic nie przemknie. Panie sąsiadki są w oknach, w gotowości, co ma swoje dobre i złe strony, ale nigdy nie zapomne jak przyjechała kiedyś mama, żeby się zająć naszym synkiem i usłyszała wszystko na temat niani. Kiedy wychodzi, ile czasu spędza z dzieckiem, bardzo szybko wraca, dziecko jest krótko na dworzu (…) to daje takie poczucie bezpieczeństwa, że gdyby coś się działo, sąsiadki nie dadzą zginąć”. Anegdota z kotem.
20:38-21:30
Organizacja budynku:„Jest sześć mieszkań na klatce, trzy klatki w bloku i ten blok jest ogrodzony, więc nasze dziecko, które ma kolegów w kamienicy obok tak naprawdę muszą wyjść na chodnik żeby się spotkać. (…) bardzo długo też krzyczeli do siebie przez siatkę”.
21:36-21:55
Struktura wieku na Grochowie jest rozpięta. „Od starszego pokolenia, czyli emeryci, do takich młodych, którzy się wprowadzają do tych plomb i nic po środku”.
22:53-25:20
Rzemieślnicy – czy jeszcze ktoś korzysta z ich usług? „My na pewno korzystamy i też jak wyśledziliśmy, że są, to mamy naszego ulubionego pana kaletnika na Grochowskiej, do którego wozimy wszystkie torby z zamkami i paski i wszystko inne. Jest pan, który jest (…) który naprawia magnetofony, videa i jakiś taki inny sprzęt. My się staramy korzystać i z szewca… i że tak powiem lokalnie. Ale też na przykład bardzo długo korzystałam z takiego fotografa, który był blisko placu Szembeka ale ostatnio widziałam, że już jest zamknięty”. „No niestety, to umiera (…) oni tez chyba nie mają następców”. Pomysły na zmapowanie rzemieślników praskich, powstała taka mapa. Stowarzyszenie dla Pragi. „Ma to [zakłady rzemieślnicze – AS] swój nieprawdopodobny urok. Znaczy trochę jakby się czas zatrzymał, jak się wchodzi do takiego warsztatu, z ceratą na stole z panem, który po prostu pracuje albo mieszka tam od lat i zna wszystkich i opowiada cudowne historie”.
25:21-27:12
Antykwariat: „Naszym sanktuarium na Grochowie jest antykwariat grochowski pana Marka, który najpierw był właśnie na placu Szembeka w tych uliczkach i to było cudowne bo to po prostu przypominało, przepraszam teraz polecę kiczem, „Cmentarzysko umarłych ksiąg”, bo się wchodziło po prostu i tam były takie regały, z których wylewały się książki i to była taka plątanina małych ciemnych pomieszczeń i człowiek wchodził do takiej niby budy bazarowej i nagle się okazało, że to ma jakąś piątą, dziesiąta jeszcze odsłonę, no cudowne, można było całymi godzinami siedzieć”. Potem Pan Marek się wyprowadził ze względu na budowę, i „zameldował się na Kicu, na dole ma piwnicę i kawałek parteru i rzeczywiście jest tak, że my tam buszujemy dosyć regularnie, nasze dziecko też jest zarażone i ma tam swoje dziuple i wygrzebuje swoje rzeczy, ale też oddajemy czasami dublety, czy rzeczy, których po prostu nie potrzebujemy. (…) jakby zabrakło pana Marka i antykwariatu, to chyba bym się wyprowadziła stamtąd”. Inne antykwariaty przy placu Szembeka. Trochę inaczej i „gorzej” zaopatrzone.
27:18-31:34
„Słabo jest z edukacją. Te placówki, ponieważ ta dzielnica też jest nie najbogatszą dzielnicą, więc też jest dużo różnych ludzi i rzeczywiście jest tak, że te szkoły są przepełnione i mają jedne z najniższych notowań w Warszawie (…) stoimy przed takim dylematem, czy go posłać lokalnie do zerówki, czy go wozić”. „Jak puszczaliśmy go do przedszkola, to podjeliśmy taką lewicową, demokratyczną decyzję, że chcielibyśmy żeby miał kolegów na miejscu, różnych, żeby nie chować go w szklanej bańce. Bardzo tego żałujemy. Trafiliśmy naprawdę niefajnie” Dyrekcja blokuje wszystkie inicjatywy i sama z siebie ich nie podejmuje. „Ludzie oddają dzieci do placówki i chcą mieć z głowy”. O edukacji synka i problemie związanym z przepełnieniem i brakiem inicjatyw w szkołach/przedszkolach. O nawiązywaniu relacji w pierwszym, prywatnym przedszkolu. Także między rodzicami. „Od dwóch lat próbujemy się spotkać z jego przyjaciółmi i się nie udaje (…) Mama nie reaguje na zaproszenie. Widzę, że nie chce się spotkać po południu”.
31:35-33:00
„Buduje się dużo, ale też nie słyszałam, żeby się nowa szkoła otworzyła, albo nowe państwowe przedszkole” Pani Joanna zmieniłaby miejsce zamieszkania, gdyby wiedziała, że tak będzie wyglądała sytuacja z edukacją na Grochowie. Wybrałaby wtedy lewą stronę miasta. Ale gdyby miała podjąć drugi raz decyzję nie biorąc pod uwagę dziecka, to zostałaby na Grochowie.
35:23-36:00
„Ja się poruszam samochodem, mój mąż głównie komunikacją miejską i to jest naprawdę proste, nieobciążające (…) można dojechać i z lotniska i z zachodniego i wschodniego”.
36:39-37:00
„my się najdalej zapuszczamy do torów” „dla nas dzielnica się kończy na linii torów”
37:08-38:50
„widać taką dalekowschodnią mniejszość, która handluje przy placu Szembeka i myślę, że to są Wietnamczycy, Koreańczycy, być może też Chińczycy. I oni są tam obecni i oni są niezniszczalni. To znaczy ten bazar się kurczył remontował, oni tam się zwężali, rozszerzali, zakładali inne bramy i po prostu trwali tam przez cały ten remont dzielnie, ale też myślę, że na pewno mają swoich klientów bo przetrwali. To znaczy tam jest tak, że oni handlują świątek piątek sobota niedziela i myślę, że ta uboższa część dzielnicy, starsza, na pewno się u nich zaopatruje, bo oni rzeczywiście muszą mieć zysk no bo tam są”.
38:52-39:50
„Jest ewidentnie też społeczność romska tak bardziej w okolicach Paca i tamte rejony, bo też jak nasze przedszkole jest na Kobielskiej, to w tamtym rejonie widać też na podwórkach i na ulicach”.
39:55-41:00
„Nie wiem czy barierą, ale na pewno jest to linia demarkacyjna”. „Ta Grochowska nie wiem czy dzieli, ale jest coś takiego, że jest taką linią demarkacyjną. Teraz powiem coś śmiesznego. Mianowicie jak mieszkaliśmy na Kawczej, to oprócz bazarku Szembeka i Biedronek okolicznych, bardzo często chodziliśmy do Lidla. Teraz mieszkamy po drugiej stronie Grochowskiej i ten Lidl jest za daleko. Chociaż on de facto jest bliżej niż jak mieszkaliśmy na Kawczej. Ale trzeba przekroczyć Grochowską, a ona się wydaje rzeką, po prostu Wisłą do przekroczenia i to jest strasznie zabawne, ale rzeczywiście tak jest, że ta ulica jednak dzieli te społeczności”.
41:46-42:00
„Te rejony Kawczej, przy której my mieszkaliśmy (…) to był taki właśnie zapomniany świat takich małych domków jednorodzinnych z ogródkami. Bardzo specyficznie”. „Bo po tej stronie placu Szembeka (…) były kamienice. Były ogródki, bo każda z tych kamienic miała ogródek, w przeciwieństwie do deweloperów, ktoś myślał”. „I te bloki które tam powstały w latach 80. czy 90. to one miały inną strukturę niż te.
42:34-43:00
„Ale też to osiedle tych domków jednorodzinnych to były domki na bogato. To nie były te biedne domki parterowe, tylko już takie pałacykowate, więc myślę, że gdzieś to pewnie widać ciągle w zabudowie, a w mentalności to się pewnie zaciera. Następuje wymiana ludzi i tego już nie czuć”
„Ale rzeczywiście jak się przejdzie (…) to po prostu człowiek się patrzy i mówi „WOW”, że jeszcze się coś takiego zachowało”.
43:00-45:00
„no i na Grochowie był Kibuc”. „To są okolice kawałek za Kawczą i tam chyba już drzewa zostały tylko". Tam już nic nie ma”.„Myślę, że lokalni mieszkańcy wyparli”, „a to jeden z prężniejszych kibuców”.